Poniższy przegląd kryminalnego roku 2019, przyprawionego czytelniczymi doświadczeniami i wrażeniami, jest w pełni osobistym przeglądem, nie roszczącym sobie jakichkolwiek praw do miarodajnej oceny literackiego dorobku mijających dwunastu miesięcy. Jest wyłącznie zapisem moich własnych spotkań z książkami, których wspólnym mianownikiem jest szeroko rozumiana tematyka kryminalna, zarówno zamknięta w artystycznych wizjach fabularnych śledztw, jak i książkowych opowieści spod znaku faktów historii rzeczywistych.
Początek roku 2019 zupełnie udanie otworzył swoją kolejną powieścią Bernard Minier. Jego “Siostry” nie zawiodły w żaden sposób. Postać komendanta Martina Servaza nadal zostaje bohaterem nietuzinkowym, o mocnym i nie do końca przewidywalnym charakterze. Intryga kryminalna jest wyraźna i udana w swojej nieprzewidywalności. Atmosfera fabularnej opowieści gęsta, tajemnicza i znakomicie wspomagająca historię rozegraną na szerokim planie czasowym.
Ten dalszy czasowy plan fabuły to oczywiście domena retrokryminałów, którego nieprzeciętnym przykładem z początkiem roku był tytuł pióra Ryszarda Ćwirleja “Pójdę twoim śladem”. Czwarty tom przygód Antoniego Fischera po raz kolejny potwierdził mistrzowską klasę poznańskiego autora. Znakomicie odrysowane realia roku 1919, w którym trudne początki państwowości polskiej mieszają się z interesująco przedstawioną opowieścią o początkach uniwersytetu poznańskiego. No i ci bohaterowie z wybuchową mieszanką stosowanego języka, pochodzenia, religii czy doświadczeń życiowych. Żywa historia, nietuzinkowa intryga i klimat miejsca oraz czasu. To w czym najlepszy jest Ćwirlej i powoduje, że czekasz na kolejne jego książki. A potrafi nimi obdarowywać swoich miłośników szczodrze i systematycznie. W połowie roku zaoferował “Ostrą jazdę”. Powieść z serii współczesnych przygód znanych nam bohaterów jego PRL-owskiego cyklu. Przed lekturą tej książki miałem duże obawy, bo poprzednią propozycję, sytuowaną czasem fabularnym najbliżej naszym czasom, przyjąłem odrobinę sceptycznie. O ile przedwojenne i PRL-owskie peregrynacje literackie to klasa sama w sobie, to dalsze losy naszych ulubionych bohaterów początkowo nie brzmiały przekonująco. “Ostra jazda”, zgodnie z własnym tytułem, wprowadza czytelnika w ostrą jazdę czytelniczą. Humor, zagadka kryminalna, atmosfera polskiego piekiełka, barwni bohaterowie! Jakże prosty przepis na literacki sukces. Tak tylko dzieje się w świecie literackich dokonań Ryszarda Ćwirleja.
Mocny początek roku 2019 zapewnił oczywiście Lee Child. “Czas przeszły” z niezmieniającym się na szczęście Jackiem Reacherem to czysta przyjemność lektury, w której wszystko dosłownie jest doskonałe. I takie być musi, gdy nie oczekujesz czegokolwiek nowego. Obok Childa analogiczną przyjemność czystej, nieskażonej niczym lektury, zapewnił Frederick Forsyth swoją powieścią “Fox”. Klasyczny, choć nowoczesny w swojej tematyce, thriller szpiegowski, jak to u mistrza “Czwartego protokołu” bywa, fascynująco wciąga i trzyma do ostatniej karty książki.
Pozornie taki sam poziom trzyma “Nieznajomy” Harlana Cobena i “Wyspa Camino” Johna Grishama. W oby tytułach widać wypracowaną fabułę, wzorowo ułożoną intrygę i… niedostatek tej wyjątkowej, często niemożliwej do opisania, niewidzialnej cechy literatury, tworzącej hity wydawnicze.
Pierwszy miesiąc omawianego roku wydawniczego przyniósł też premierę wartą jak największej uwagi serii wydawniczej autorstwa Jakuba Szamałka, “Ukryta sieć”. Dwa dotychczas wydane tytuły, “Cokolwiek wybierzesz” i “Kimkolwiek jesteś”, stanowią bardzo interesujące pozycje wydawnicze. Autor wykonuje “kosmiczny skok” ze świata starożytności do współczesności, w której nowe technologie, nowe formy komunikacji w sposób zdecydowany warunkują życie ludzkie, a przestępczość zmienia swoje oblicze jak nigdy dotąd.
Zupełnie inną przestrzeń na swoją propozycję kryminalną przynosi Jędrzej Pasierski. Jego “Roztopy“, fabularnie osadzone w Beskidzie Niskim, swoim czasem przedstawionym silnie spajają się z naturą. Nie tylko tą spod znaku przyrody, ale także tą o barwie psychologicznych stanów, warunkujących o losach bohaterów. Niekiedy, jak to bywa w kryminale, tych krwawych i finalnie dotykających śmierci. Mam wrażenie, że Pasierski jeszcze nas zaskoczy udanymi powieściami.
A czym zaskoczy nas jeszcze Remigiusz Mróz? Z pewnością nie nowymi książkami, bo tych wydaje i będzie wydawać pewnie dalej w takiej samej oszałamiającej ilości. Z pewnością seria z Chyłką, tak jak bawiła i dawała odpocząć w roku 2019, zapewni także podobną rozrywkę w roku 2020. “Umorzenie” i “Wyrok” należą do tych książek, które znakomicie sprawdzają się właśnie jako forma odpoczynku dla czytelnika i całkiem udany sposób na zdobywanie kolejnych fanów kryminalnego, literacko oczywiście, rzemiosła. Losy Chyłki i Oryńskiego mają prawo bawić, wciągać, nawet jeśli brak w tym wszystkim pełnego realizmu prawniczego i dbałości o język powieściowy. Nie mniej udanie pod tym względem jawią się także połączone ze sobą powieści “Iluzjonista” i “Behawiorysta”. Ja po prostu nie stawiam przed Remigiuszem Mrozem wyżej poprzeczki, bo ona zdaje się nie może i nigdy nie będzie wyżej postawiona przez samego autora.
Są jednak dwa tytuły książkowe roku 2019, które choć bardzo udane, dbale skonstruowane i świetnie napisane, odrobinę mnie rozczarowały. Wynika to najpewniej z dużych oczekiwań, ale na własne usprawiedliwienie napiszę, że wszak do najwyższego poziomu literackiego autorzy sami nas przyzwyczaili.
Chodzi o “Ranę” Wojciecha Chmielarza i “Pokutę” Anny Kańtoch. Chmielarz podjął temat bardzo ważny, nieustannie pulsujący na powierzchni, a jeszcze silniej pod powierzchnią życia społecznego w naszym kraju. Zła domowej, tej pozornie najcichszej, ale też najbardziej bolesnej, przemocy. Tytułowa rana sączy się na kartach powieściowych nieustannie, w zmiennym rytmie, dotkliwie i odczuwalnie. Warstwa psychologiczna, zamknięta w rysunkach postaci głównych bohaterów, została u autora “Żmijowiska” poprowadzona znakomicie. Jeszcze lepiej złożona została intryga, a jej zamknięcie mało kogo nie zaskoczy, co powoli staje się już domeną Wojciecha Chmielarza. Gdyby jeszcze sam sposób prowadzenia “rzekomego” śledztwa trzymał się jakiś realiów, dla mnie “Rana” byłaby dziełem wyśmienitym. Niestety zaangażowanie ucznia i nauczycielki w tropienie sprawców zbrodni chwilami jest zbyt groteskowe. Wybacz Wojciechu, trudno przejść mi nad tym do porządku dziennego.
Troszkę inny błąd w swojej “Pokucie” popełniła Anna Kańtoch. Budując ponownie przestrzeń lekko przebarwioną i senną lat osiemdziesiątych, małego miasteczka, mam wrażenie trochę swoich czytelników uśpiła. I w niczym nie pomaga zaskakująca i zawiła intryga, z lekką nutą nawet niedorzeczności w postaci Jana Kowalskiego. Tym razem odrobinę to przekombinowane, choć całość sprawia wrażenie spójności fabularnej i dopracowania językowego.
W tej części mojego podsumowania, przywołującej zburzone nadzieje, niestety najwyższe miejsce zajęło “Serce” Bartosza Szczygielskiego. Trzecia książka z serii, po której – kto wie – obiecywałem sobie może zbyt wiele, mnie osobiście przytłacza. W pierwszej kolejności językiem i budowanym z jego pomocą światem przedstawionym. Dla mnie niezrozumiałym, przerysowanym, choć – jak spojrzeć na całość fabuły – dopracowanym i konsekwentnie rysowanym. Jest coś odpychającego w narracji, co mogło być zamiarem autora, a w moim przypadku stało się dość wyraźną blokadą dla dobrego odbioru tej mrocznej historii.
Nie mam jednocześnie jakiegokolwiek lęku przed nazwaniem kolejnej powieści Roberta Małeckiego jednym z najlepszych kryminałów roku 2019. Kto wie czy “Wada” nie jest jeszcze lepsza od nagradzanej “Skazy”. W tej książce wszystko wydaje się być idealnie dopasowane, łącznie z burzową i nieznośną w swoje upały pogodą. Kryminalna historia rozpoczyna się w sumie od niczego niepewnego, no bo jak nazwać pusty, zakrwawiony namiot na pustej polanie tuż przy jeziorze. Brak jednak ciała ofiary, narzędzia zbrodni i sprawcy. W tym wszystkim nie mniej poplątany w swoich emocjach Gross, przez co bardzo autentyczny. Autor zgrabnie żongluje tropami, z których jakże trudno wywnioskować ich prawdziwość czy też celową zmyłkę. “Wada” to książka przedstawiająca zwykłą rzeczywistość małego miasta, wciągająca pozornie codziennym biegiem życia kreowanych postaci. Jednocześnie to rzecz, w której zbrodnia uwalnia wszystkie ukryte dramaty, mające źródło w przeszłości i kroczące w teraźniejszości. Rzecz obowiązkowa ever.
Cieszy mnie za to osobiście, stąd miejsce w tym podsumowaniu, widoczne w Sieci i mediach uznanie dla ostatniej książki Małgorzaty i Michała Kuźmińskich. Ich “Mara” przez wielu może być oceniana jako najciekawszy kryminał roku 2019. A ja mam nieustannie wrażenie, że to najbardziej niedocenieni autorzy na naszym rynku kryminalnym. Szkoda, bo mara, która krąży nad bohaterami (a przynajmniej Bastian) wplątana w dwie przestrzenie czasowe, okraszone zderzeniem kultur i miejsc, z domieszaną w odpowiedniej dawce zagadką, to znakomite danie czytelnicze. Dla mnie obowiązkowe także po roku 2019.
Wielu spyta, a co z “Miłość leczy rany”. Katarzyna Bonda tym razem nie rości sobie prawa do świata wyłącznie kryminalnego, powtarzając, że taki wątek to tylko jeden z elementów prowadzonej narracji. Sama książka zamknięta w dwóch planach czasowych, w dwóch przestrzeniach Polski i Kazachstanu, w tej swojej warstwie jest bardzo udana i niespotykana na mapie literackich peregrynacji polskich pisarzy. Mocne też są charaktery większości stworzonych przez autorkę “Czerwonego pająka” postaci literackich. I gdyby jeszcze to wszystkie nie zostało “przeplątane”. Tak, Katarzyna snuje nić fabularnej układanki wieloma ściegami, nierzadko jakże różnymi, ale – niestety dla przyjemności odbioru – miejscami za długimi i zbyt mocno splątanymi.
To troszkę odwrotnie jak u Małgorzaty Rogali. Jej “Cicha noc” i “Punkt widzenia” aż się miejscami proszę o pogłębienie i poszerzenie, zarówno w warstwie fabularnej, jak i tej odpowiadającej bezpośrednio za intrygę. Autorka ma dar udanego ujmowania emocji swoich bohaterów. Warstwa psychologiczna jej książek jest prowadzona tak, by czytelnik traktował bohaterów i spotykające ich zdarzenia jako te, które są tuż obok, na wyciągnięcie ręki. Myślę nawet, że niejeden czytelnik odnajdzie siebie w tych postaciach.
Podobną mieszankę serwuje niezmiennie Katarzyna Puzyńska. Przemilczając po raz kolejny jak bardzo nierealne jest zaangażowanie – systematyczne dodajmy – policjantów z małego komisariatu w sprawy zabójstw, a także nagromadzenie zbrodniczych czynów na metr kwadratowy, trzeba wspomnieć o lekkości narracyjnej “Pokrzyku”. Recepta jest prosta, zbrodnia, trochę społeczno-obyczajowych tematów, dość wyraźni, choć nie zawsze emocjonalnie zdecydowani bohaterowie i… znów Puzyńska przyciąga kolejne rzesze swoich licznych wielbicieli.
Ale i miłośnicy retrokryminałów nie mogą narzekać na rok 2019. “Mock. Golem” Marka Krajewskiego to dużą dawka dopracowanej fabuły, w której cieszy i dbałość o wysoką klasę narracji, i troska o realizm przestrzeni, i dążenie do kompletnego kreowania bohaterów. U autora “Dziewczyny z czterema palcami” to już gwarantowane mistrzostwo literackie. I jak zawsze spora dawka zaskoczenia. Nie tylko w tej warstwie kryminalnej, ale jeszcze mocniej w zakresie całej otoczki wydarzeń mających miejsce w Breslau. Dodam, że muszę wierzyć słowom Marka Krajewskiego zawartym w posłowiu, który dba przecież o realizm swoich powieści. Inaczej zostałby we mnie na długo pewien rodzaj buntu i niedowierzania, psujący efekt czytelniczej przyjemności ponownego spotkania z Eberhardem Mockiem.
Muszę przyznać, że w świecie kryminalnych historii międzywojennych odkryciem roku 2019 został Grzegorz Kalinowski. Może brakuje mu jeszcze umiejętności pogłębiania postaci i mocniejszego komplikowania fabuły, ale “Śmierć z ogłoszenia” stanowi bardzo interesującą propozycję. Wyróżnia się ciekawym pomysłem na intrygę, niecodziennymi i przekonującym obrazem rozwarstwionej społecznie II Rzeczypospolitej. Nie mogę przemilczeć też “Szmerów” Piotra Bojarskiego. Poznańskie lata trzydzieste są u niego nie mniej ciekawe jak u Ryszarda Ćwirleja. Zdaje się nawet, że Bojarski ma lepsze ucho do wiązania autentycznych zdarzeń ze światem przez siebie stworzonym. Nie oddaje też pola w zakresie nieprzewidywalnej i długo nierozpoznawalnej intrygi, noszącej miano i kryminalnej, i sensacyjnej.
Pośród obcojęzycznych tytułów nie mogę przemilczeć dwóch powieści wydanych w mijającym roku z dorobku Jorna Liera Horsta, “Kodu Kathariny” i “Ukrytego pokoju”. Gwarantuję wysoką jakość realizmu policyjnego śledztwa, wyczuwalny rytm zawodowej pasji policjanta i jego osobistych doznań. W tym wszystkim ukrywa się zawsze drobiazgowo dopracowana intryga, pozwalająca czytelnikowi na podjęcie rękawicy w prowadzonym śledztwie. Nadal pozostaję fanem twórczości Aleksandry Marininy. Ostatnie książki, “Śmierć nadeszła wczoraj”, “Sprawiedliwy oprawca” i “Wieczny odpoczynek”, potwierdzają tytuł carycy kryminału. Jej major Kamieńska z Wydziału Zabójstw nie przestaje dawać się lubić. Przyjemnością jest obserwować jak jakże ludzkie, normalne cechy osobowościowe głównej bohaterki współgrają z jej nieprzeciętnymi umiejętnościami analitycznymi i zdolnościami matematycznymi. Współczesna Rosja z tak różnorodnym anturażem społecznym i politycznym stanowi wciągające tło dla udanie skonstruowanych historii śledczych.
Z zagranicznych tytułów pozwolę sobie wymienić jeszcze kilka powieści, które utknęły w mojej pamięci udanych lektur z tak różnych powodów. Lars Kepler w “Łazarzu”, i przed nami, i przed swoim bohaterem Joona Linna, tworzy mroczny, przygnębiający i wstrząsający klimat. Duszność opowieści z równoległym szaleństwem fabularnej układanki zapada długo w pamięci. Inny motyw tematyczny zaginięcia podejmuje w swojej zaskakująco intrygującej powieści “Noc, kiedy umarła” Jenny Blackhurst. Wszystko pozostałe jest jednak inne. Książka trzyma w napięciu do ostatniej strony, niesie spory ciężar emocjonalny i zdaje się być dość świeżym powiewem na arenie kryminału międzynarodowego.
Podsumowanie roku 2019 nie mogłoby odbyć się bez przywołania dwóch, moim zdaniem, najbardziej udanych powieści kryminalnych autorów obcojęzycznych. Nie boję się oczywistości!
“Nóż” Jo Nesbo. Mam wrażenie, że wielu fanów twórczości norweskiego pisarza poczuło się zawiedzionych, licząc na dalsze losy Harry Hole. Nesbo cofnął nas nie tylko w czasie, ale przede wszystkim wycofał nas do najmroczniejszych czeluści ludzkich emocji i doznań. Wyjątkowy bohater w sposób niecodzienny upadł na same dno. Dotarł do granicy osobistego dramatu i zderzył się ze ścianą odwiecznego koszmaru. Autor “Policji” nie oszczędza czytelników, czyniąc ze swojej ostatniej książki arcyciekawy spektakl psychologiczny. Nie przysłania to absolutnie kryminalnej zagadki świetnie związanej z napięciem rasowego thrillera.
Kolejnym mistrzowskim, nie zawodzącym odbiorcy, pokazem psychologicznych zmagań ludzkiej natury jest “Najwyższa sprawiedliwość” Michaela Hjortha i Hansa Rosenfeldta. Szósta część bestsellerowego cyklu z Sebastianem Bergmanem, policyjnym psychologiem i ekspertem od seryjnych morderstw trzyma poziom zbudowany pierwszym tytułem serii. Nie nudzi się ani też zaplątany układ wzajemnych uzależnień i nienawiści pomiędzy postaciami tworzącymi wyjątkową grupę śledczą, ani też każdorazowo inny ciężar śledztwa, w którym ceną jest prawda o życiu i śmierci. Szwedzki duet nigdy nie proponuje banalnych propozycji literackich. Tak jest tym razem. Jedna z nielicznych obowiązkowych pozycji roku 2019!
Kończąc wątek obcojęzycznych propozycji kryminalnych, wspomnę tylko, wskazując wyłącznie tytuły, te pozycje wydawnicze, które w moim osobistym rozrachunki warte są polecenia: “Zapach śmierci” Simona Becketta (udany powrót do wyjątkowej pracy antropologa sądowego, Davida Huntera), “Głębia” Arne Dahla (powolnie rozkręcająca się historia, która nie ma jednej głębi), “Morderstwo w winnicy” M.L. Longworth (klasyczna intryga w przyjemnie winny klimacie) i “Chciwość” Marca Elsberga (może nie tak bestsellerowy jak poprzednie „Blackout”, „Zero” i „Helisa”, ale bardzo aktualnie, prowokująco i zaskakująco niebanalnie).
Wracając do rodzimego podwórka nie mogę nie pochwalić Vincenta V. Severskiego. “Odwet” serwuje ponownie dużą dawkę zgrabnie podanej sensacji z polskim wywiadem, egzotycznymi algierskimi i tureckimi lokacjami, odwiecznym wrogiem rosyjskiego GRU i na dokładkę wyborami parlamentarnymi w Polsce. Nic więcej spod pióra byłego agenta wywiadu nie potrzebujemy.
Osobne miejsce w moim omówieniu minionego roku zajmuje powieść Mariusza Czubaja “Około północy”. Nie jest to czysty kryminał. Jego dominanta ukrywa się w inicjalnej scenie książki, jakże symbolicznej w roku okrągłej rocznicy śmierci Krzysztofa Komedy. Warszawa 1969 roku to u Czubaja przede wszystkim miasto dźwięków, jazzowych oczywiście, mówiących w niejednej scenie ludzkimi interakcjami. To rzecz zaskakująca jak bardzo wyczuwamy barwy i klimat ówczesnej ulicy warszawskiej, ale też i salonów, nie tych partyjnych, tylko “undergroundowych”. I wcale mnie nie smuci, że wątek kryminalny, pomimo istniejącego cienia Karola Kota, był dość przewidywalny. Nie wiedzieć też dlaczego, ale po premierze “Ikara” Macieja Pieprzycy, moje skojarzenia układają się w zadziwiający układ: Kosz – jazz – Czubaj.
Dość męskiej dominacji. Teraz jeszcze jedno słowo o damskim kryminale wartym zauważenia. Mocno uderzyła Marta Guzowska dwoma tytułami. Bardziej udanym “Rajem” z historią jednej nocy opowiedzianej z siedmiu różnych punktów widzenia. Sześciu bohaterów-narratorów spędza noc w galerii handlowej, siódma osoba ogląda wydarzenia z zewnątrz. Tak właśnie zachęcał do lektury wydawca i nie mylił się stawiając na ten zabieg literacki. Tytułowy raj galerii handlowej stał się zamkniętym poligonem dla ludzkiej psychiki. Patent stary jak świat w kryminale, już raz zastosowany u Guzowskiej w “Głowie Niobe”. Tym razem stanowczo lepiej poprowadzony. Interesująco komplikuje narrację autorka także w swojej kolejnej powieści “Rok szczura”. Choć ten tytuł nie przekonuje do końca zawiązaną intrygą kryminalną.
Na mapie polskiego kryminału w roku 2019 swoje miejsce umocniła, w swojej komediowej niszy, Marta Matyszczak z “Morderstwem w hotelu Kattowitz”. Myślę, że trójka głównych bohaterów: Solański, Róża i pies Gucio mają już swoich zagorzałych fanów.
Spośród całej rewii polskich kryminalnych tytułów roku 2019, jako warte uwagi, wymienię: “Zabij ich wszystkich” Roberta Ostaszewskiego za śląski klimat, szeroką perspektywę zbrodni i wcale nie typową grupę śledczych, “Szwindel” Jakuba Ćwieka za interesujące ujęcie odwiecznego tematu oszustwa mimo przegadanej narracji, “Układ” Igora Brejdyganta za nieprzewidywalną postać Moniki Brzozowskiej i przekonujący obraz zbrodni zamkniętych w nieodgadnionych układach, “Wołyński gambit” Artura Baniewicza za podjęcie wyzwania umieszczenia historii kryminalnej w niejednoznacznym miejscu i czasie roku 1942 i 1943, “Niezależność” Maurycego Nowakowskiego za trzymanie ręki na pulsie aktualnych tematów, “Widowisko” Przemysława Borkowskiego za konsekwencję tworzenia dorbych, rasowych kryminałów, “Polowanie. Kryształowi” Joanny Opiat-Bojarskiej za obraz policji wewnątrz policji pomimo zbyt lekkiego podejścia do kreowanych postaci, “Sieci widma” Leszka Hermana za udane wtopienie historii kryminalnej w codzienność życia bohaterów oraz “Opowiem ci o zbrodni. Tom 2” za ciągle udany pomysł opowiedzenia literackim piórem wielu tak róznych pisarzy o najprawdziwszych polskich zbrodniach.
Część druga poświęcona będzie szeroko rozumianej literaturze non fiction 2019 roku.
Fajnie opisany rok 2019.
[…] i wartych uwagi czytelniczej. W roku 2020 (zobacz też zeszłoroczne zestawienie za 2019 rok) były to zarówno interesujące kontynuacje znanych serii wydawniczych, jak […]
[…] Rok 2021, pomimo dominacji tematyki epidemiologicznej, postępującej katastrofy ekologicznej i coraz bardziej oszalałego świata polityki, w sferze wydawniczej i czytelniczej nie był rokiem szczególnie wyjątkowym. Po prostu rzecz w tym, że jak co roku wyszło sporo książek, tak świetnych i wartych uwagi, jak i słabych, poddających się krytyce czytelniczej. Mój wybór jest zaś w pełni osobisty i kierowany wyłącznie własnymi doznaniami o różnym charakterze (zobacz także podsumowanie roku 2020 i roku 2019). […]