Autor: Jean-Luc Bannalec
Tytuł: Śmierć w Pont-Aven
Tłumaczenie: Elżbieta Kalinowska
Wydawca: Wydawnictwo Czarne
Rok wydania: 2014
ISBN: 978-83-7536-819-2
Liczba stron: 303
Zacznę od małego wyznania. Lubię francuskie kryminały, dodam, że większości autorów, za rzecz wcale nie kryminalną. Mam na myśli wszystkie te sceny i kwestie dotyczące… kuchni, a dokładnie tego, co ich bohaterowie spożywają. Choć właściwiej trzeba w tych przypadkach powiedzieć – delektują się i karmią podniebienie. Dodam, że to może nawet jakaś forma mojego osobistego skrzywienia. Symptomem takiego zachowania jest ta sytuacja, gdy podczas lektury jakiegoś kolejnego francuskiego tytułu czuję, że jestem zawiedziony brakiem takowych passusów. Z pewnością w tym zakresie nie zawodzi Jean-Luc Bannalec ze swoją powieścią „Śmierć w Pont-Aven”. Na ile dobra kuchnia, smak na podniebieniu i delektacja takimi chwilami są ważne dla Francuza to chyba nie trzeba przekonywać. Rzekłbym nawet, że to coś klasycznego dla kultury francuskiej. Powieść francuskiego pisarza, debiutującego na polskim rynku wydawniczym, w tej mierze, ale także i w innych literackich, jest właśnie na wskroś francuska i klasyczna jednocześnie.
Fabułą recenzowanej książka i zawarta w niej intryga kryminalna nawiązują bowiem do klasycznych rozwiązań powieści kryminalnej, w której mamy najpierw zbrodnię, a po niej wnikliwe śledztwo prowadzone przez charyzmatycznego policjanta z wyraźnie zarysowaną grą opartą na logicznej rozgrywce wspartej intuicją oraz doświadczeniem. A wszystkie te elementy muszą przynieść pozytywne rozwiązanie w postaci ujawnienia i zatrzymania sprawcy zbrodni. Pod tym względem „Śmierć w Pont-Aven” jest modelowym przykładem dla tego typu gatunkowego. Książka ta odznacza się bardzo zgrabnie i przekonująco skonstruowaną formą. Znośna lekkość fabuły objawia się głównie w dość ciekawie poprowadzonym toku dociekań śledczych, w których czytelnik może na równi z głównym bohaterem, komisarzem Georgem Dupinem mierzyć się z materią zagadki kryminalnej oraz ujawnianych śladów i informacji. Czytając tą powieść ani na chwilę nie mamy wrażenia wzajemnego oddalenia od siebie zarówno naszych spostrzeżeń i domysłów, jak i analogicznych działań papierowej postaci śledczego. Sprawa, z którą mamy do czynienia nie należy do grupy zdarzeń wybitnie spektakularnych, odrażających i dramatycznych. Choć nie można też powiedzieć, że śmierć człowieka nie posiada odpowiedniej wagi w świecie przedstawionym recenzowanego kryminału. Ginie Pierre-Luis Pennec, powszechnie szanowany właściciel hotelu Central, zamordowany we własnej restauracji. Ofiarą jest starszy już pan, z miejscowego rodu, tak bardzo wpisanego w historię miejsca. Osoba powszechnie poważana, ceniona i wydaje się, że z tego powodu nie mająca wrogów. Jak się łatwo domyślić, to tylko pozory. Pod powłoką spokoju miejsca ukrywają się liczne tajemnice relacji międzyludzkich o zupełnie odmiennym charakterze – pełne zawiści, pretensji i innych negatywnych wrażeń. Ta zagadkowa, bez wyraźnego powodu, śmierć jest tylko swoistym preludium do dalszych części utworu, w których spod powłoki codziennego, uporządkowanego życia wypłyną najciemniejsze emocje i zachowania. Tak naprawdę głównym zadaniem policyjnego bohatera będzie zdarcie tej powłoki i dotarcie do tych prawdziwych intencji i czystych instynktów wszystkich uczestników tej życiowej gry. Pod tym względem powieść Bannaleca, jak już wspominałem, jest poprowadzona dość szablonowo. Komisarz Dupin musi zajrzeć wstecz, w przeszłości, która ukrywa motywy działań niejednej postaci zapełniającej scenę powieściową. Nie jest to jednak sztampa literacka, lecz zgrabnie ułożona łamigłówka, która mocno wciąga. Przede wszystkim jednak pozwala czytelnikowi mierzyć się z materią śledztwa. Sprawia to niezwykłą przyjemność lektury i stanowi atrakcyjne wyzwanie.
„Śmierć w Pont-Aven”, jakby na przekór samemu tytułowi, niesie olbrzymią dawkę przyjemność właśnie dzięki odpowiedniemu ujęciu przestrzeni, w której rozgrywana jest akcja książki. Pont-Aven to przeurocza w swoim realnym obrazie i niezwykle malownicza miejscowość francuska (proponuję w dowolnej internetowej wyszukiwarce obrazów wpisać nazwę miejscowości, bardzo szybko będziemy marzyć i żałować, że tam jeszcze nie spędziliśmy wakacji). Sam autor tylko próbuje w sposób literacki oddać to, co przez dziesiątki lat oddawali i oddają na swoich płótnach mniej lub bardziej słynni malarze. W tym wybitny indywidualista pędzla, sam Gauguin. Jego obecność w tym miejscu, tworzenie wyjątkowych dzieł malarskich, ma zresztą duże znaczenie dla fabuły, bez zdradzania ważnych szczegółów. Bannalec stara się na wielu poziomach swojego dzieła literackiego oddać niepowtarzalny klimat miejsc. Zarówno tego, co dostrzegalne okiem głównego bohatera na dzisiejszych ulicach i ich zaułkach, jak i tych elementów natury i architektury, które powstały dawno temu, a wraz z historią miejsca stanowią niezbywalną symbiozę wraz z lokalną przyrodą. Częściowo dzieje się tak dzięki narracyjnej opowieści, dbającej o plastykę przesztrzeni, ale ciekawsze są te spojrzenia, które autor wkłada w wrażenia estetyczne i intelektualne komisarza Dupina. O tyle jest to intrygujące, bo przecież formułowane z perspektywy paryżanina, zesłanego na bretońską prowincję za niesubordynację. To bardzo wyważona konstrukcja osobowościowa, gdzie wrażliwość i estetyczny zmysł dostrzegania w małych chwilach przyjemności i piękna życia, kontrastują z dynamiką zawodowego zaangażowania komisarza w prowadzone śledztwo. Widoczne jest to zwłaszcza w scenach stanowiących zwrot akcji, w których weryfikacja zdobytych informacji pozwala na zmianę kierunków działań śledczych. Nie mniej interesująco wygląda sposób samego wstępnego weryfikowania poszczególnych osób, stanowiących świadków, a niekiedy podejrzanych w sprawie. Komisarz Bannalec jest bowiem ciekawym obserwatorem ludzkich zachowań i wzajemnych relacji, co być powinno domeną każdego dobrego śledczego. Potrafi czytać nawet z tak pozornie nieistotnych znaków, jakimi są wystrój wnętrza czy ubiór. Dodaje to lekturze smaku, zwłaszcza, że autor zadbał, by galeria postaci ożywionych na kartach książki była wystarczająco szeroka i niebanalna. Nie zapomina także o odpowiedniej dawce humoru językowego, postaciowego i fabularnego. Dodatkowym atrybutem ułożonej historii, nawet poznawczym, jest wątek nieznanego obrazu Gouguina i wszelkich ustaleń mających na celu potwierdzenie jego autentyczności.
Powieść Luc Bannaleca „Śmierć w Pont-Aven” stanowi bardzo zgrabną propozycję literacką, która nawiązuje do klasycznych pozycji kryminalnych, w których w sposób wyważony kompletuje się wszystkie potrzebne składniki powieściowe. To książka pozwalająca przede wszystkim w bardzo łagodny i przyjemny sposób zmierzyć się z wyzwaniem logicznej układanki, przed którą stajemy po zabójstwie jednego z bohaterów powieści. Klasyczny układ fabularny umożliwia przeżycie swoistej konkurencji z fikcyjnym śledczym, komisarzem Dupinem, w scenerii malarsko doskonałej bretańskiego miasteczka i z lekko artystycznym klimatem, w którym sztuka może prowadzić do zbrodni i zupełnego zagubienia się w etycznych odruchach.
Zamieszczone w Baza recenzji Syndykatu ZwB i przeczytane dzięki Wydawnictwu Czarne
Odkąd zobaczyłam recenzję tej książki na jakimś blogu, to chcę ją przeczytać! Fabuła jest naprawdę interesująca 🙂
http://pasion-libros.blogspot.com
[…] do dobrej lektury z dreszczykiem. Przywołam trzy, jakże różne książki. Pierwsza to „Śmierć w Pont-Aven” Jean-Luca Bannaleca – kawał tradycyjnej prozy gatunkowej ze spokojnie toczącą się […]