Autor: Joanna Opiat-Bojarska
Tytuł: Gra pozorów
Wydawca: Wydawnictwo Czwarta Strona
Rok wydania: 2016
ISBN: 978-83-7976-353-5
Liczba stron: 320
…
Zacznę bez zbędnych dygresji. Z Joanną Opiat-Bojarską mam ostatnio ten sam problem, co z Remigiuszem Mrozem. I autor, i autorka w ostatnich miesiącach zmieniają dość wyraźnie rynek wydawniczy. Mam na myśli wydania kolejnych tytułów, wbrew częstemu rytmowi wydawniczemu: jedna książka na rok. W ich przypadku jest inaczej. Dwa różne wydawnictwa, dwie różne serie powieściowe. Szybciej i częściej publikuje oczywiście Mróz, ale poznańska pisarka nie ustępuje koledze po piórze ani na krok. Rzecz w tym, że jak najbardziej mają prawo pisać i wydawać kolejne książki, ciesząc przy tym czytelników. Z tym ostatnim nie ma problemu, albowiem ich powieści są przez odbiorców przyjmowane bardzo pozytywnie. Mnie jednak zastanawia na ile książki te stanowią szczyt możliwości pisarskich, a na ile są kompromisem pomiędzy wymaganiami wydawniczymi i samozadowoleniem twórczym.
Moje wątpliwości pojawiają się nie przypadkowo, stanowiąc rezultat refleksji zrodzonych po lekturze ostatniej książki Opiat-Bojarskiej „Gra pozorów”. I nie idzie mi o to, co zauważone już zostało przez innych recenzentów, czy recenzowana powieść jest kryminałem, czy rzeczą głównie obyczajową, a może najbliżej jej do psychologicznych rozterek. „Gra pozorów” jest bowiem wszystkim na raz. Najmniej kryminałem, wyraźnie thrillerem, z dużą dozą obyczajowych wątków, ale też z nie mniejszym zakresem psychologicznych wędrówek po najskrytszych zakamarkach ludzkiej psychiki. I to niewątpliwie wielka zaleta recenzowanej książki. Nie ma bowiem ani obowiązku trzymania się ram gatunkowych, ani też nie ma potrzeby zamykania się w utartych rozwiązaniach fabularno-gatunkowych. Wszak najwięksi literatury polskiej i światowej wygrywali sławę jakością narzuconej sobie drogi gatunkowej, zawsze, ale to zawsze przekraczającej jej granice w wielu kierunkach inności, innowacyjności i otwartości. W przypadku Opiat-Bojarskiej nie będziemy może doszukiwali się z oczywistych powodów szans na wpis złotymi literami do historii literatury jako takiej, ale też nie można przemilczeć w ogóle jej dotychczasowych dokonań. „Gra pozorów” jest bowiem, mam wrażenie, takim spotkaniem na skraju dróg jej literackich dokonań i możliwości, jej osobistego spostrzegania świata i emocjonalności, przy jednoczesnym wsłuchiwaniu się w potrzeby rynku wydawniczego i czytelniczych poszukiwań. Ma to swoje dobre i złe strony.
Z tych dobrych zacznijmy od samej fabuły. Poprowadzonej bardzo udanie, z dużą dozą rozmachu i niebanalnym pomysłem, zwłaszcza w zakresie intrygi o charakterze i kryminalnym, i psychologicznym również. Powoduje to, że dość szybko wpadamy w klimat thrillera, który wciąga i nie powoduje nudy. Stan wyczekiwania i pewnego wyścigu z autorką o odgadnięcie kolejnych wydarzeń to niezwykle przyjemna strona lektury i miejscami bardzo ekscytująca. W tym wszystkim decydującą rolę odgrywa intryga, która nadzwyczaj zgrabnie i oryginalnie została zawiązana. Z jednej strony mamy bowiem historię głównej bohaterki, Aleksandry – psychologa i matki dwójki dzieci, która – jak mniemamy z początkowych kart powieści – została w dość tajemniczy i dziwny sposób porwana, więziona, by następnie wrócić do codzienności. Ten wątek intrygi zarysowany został dość szczątkowo i enigmatycznie, co jest celowym działaniem, by oddać stan bohaterki żyjącej od tego momentu pomiędzy realizmem a wspomnieniami i lękami czegoś, co doświadczyła i z pewnością dotyka złych emocji. Równolegle, choć na linii czasu fabularnego to rzecz wcześniejsza, intryga rozwija się wokół tajemniczej śmierci męża Aleksandry. I tu kolejna niespodzianka. Śmierć ta zapisana na ekranie, opublikowana we wszystkich mediach, jest nie mniej niż poprzednia kwestia rozgrywana w sferze domysłów. Nie ma ciała ofiary, zostają tylko ślady zbrodni. Ewidentne, mocne i zdaje się bezdyskusyjne. To zresztą mocna strona książki Opiat-Bojarskiej, która nie pozwala sobie na jakiekolwiek odstępstwa od realizmu i dużego stopnia prawdopodobieństwa kreowanych wydarzeń. Piszący te słowa zacięcie profesjonalizmu w kreowaniu fabuły i poszczególnych scen pisarki zna z autopsji. Poznańska autorka od pewnego czasu nie pozwala sobie na jakiekolwiek błędy w zakresie materialnej, ale też i psychologicznej, strony świata przedstawionego. Na marginesie prowadząc ze swoimi konsultantami odrębną grę, w której nigdy nie zdradza ani fabuły, ani kluczowych elementów intrygi, co powoduje w momencie lektury gotowej już powieści dodatkowy dreszczyk podczas czytania opublikowanego tytułu. Dla mnie osobiście to bardzo ciekawe doświadczenie.
„Gra pozorów” jako fabularna całość ma tą zaletę, że stanowi bardzo przemyślną konstrukcję i wydaje się, że bardzo kompletną. Czytelnika zanęca od pierwszych stron i trzyma w niepokoju do samego końca. Mam nieodparte wrażenie, że w swojej dużej części została napisana w sposób scenariuszowy. Przeskakujemy więc z obrazu na obraz, część z nich jest wiązana bezpośrednio, część wymaga logicznego układania rozsypanych informacji i sygnałów o niepewnym znaczeniu. Tworzy to odpowiedni klimat, tak charakterystyczny dla thrillera. Jest jeszcze jednak druga warstwa narracyjnej opowieści, rozgrywająca się na planie emocji i psychicznych doznań oraz wrażeń. Dotyczy to przede wszystkim głównej bohaterki, która z jednej strony zamknięta zostaje w klatce własnych rozterek emocjonalnych i psychicznych. Z drugiej strony uwikłana zostaje w szereg przedziwnych, niekiedy dramatycznych, nierzadko bolesnych, a i też zaskakujących układów interpersonalnych. Pojawiają się wokół tych postaci wątki operacyjnej gry policyjnej, zdrady i drugiego życia męża, jego tajemniczych interesów. By dodać smaku przyszłym czytelnikom, powiem, że to nie wszystkie wątki tematyczne wokół jakich toczy się fabularna historia.
Jest jednak coś, co nie pozwala na „Grę pozorów” spojrzeć bezkrytycznie. To wszystko co opisałem wyżej, stanowi przebogaty świat przedstawiony książki, w której prawie do samego końca ulegamy pozorom, uczestnicząc – jak chce sam tytuł – w grze pozorów i realiów. Co jest czym, co wydarzyło się naprawdę, a co zostało sfingowane? Kto jest kim i czy jest tym, kim jest naprawdę? Co jest lub było naprawdę, a czego nie ma i być nie może? To tylko przykładowe pytania nasuwające się nieustannie podczas lektury powieści. Rzecz w tym, że i sam pomysł na fabułę, złożoną zagadkę i nieprostą postać Aleksandry oraz innych postaci Opiat-Bojarska zamknęła – moim zdaniem – w zbyt wąskiej i ograniczonej formule. Z zalety mieszanki gatunkowej niestety wynika też pewna wada recenzowanej książki. W głównej mierze ma ona postać zbytniego zminimalizowania wątków, scen, postaci i wydarzeń. To, co w potencjalnym filmie mogłoby stanowić może i pewną zaletę zagadkowości, za którą stoją domysły widza, w książce niekoniecznie jawi się jako pozytywna wartość. Nazywam to grzechem zaniechania. Zaniechania pisania. Poznańska autorka – Joasiu nie obraź się – „Grę pozorów” powinna pisać dłużej, a za tym sformułowaniem kryje się głównie potrzeba: pogłębienia wątków fabularnych, tak by nie musieć zastanawiać się skąd coś się bierze w danej scenie, poszerzenia psychologicznego postaci, aby urealnić i ubarwić jeszcze silniej niektórych bohaterów, mocniejszego powiązania kolejnych scen, tak by nie musieć na siłę szukać wzajemnych zależności. „Gra pozorów”, która jest powieścią udaną i dobrą, dzięki większemu zaangażowaniu w jej zawartość zyskałaby jeszcze bardziej i mocniej. Dobry thriller stałby się tym samym znakomitym thrillerem (a to umie tworzyć autorka) z niebanalną historią psychologiczno-obyczajową (co pisarka czuje najlepiej).
Zamieszczone w Baza recenzji Syndykatu ZwB i przeczytane dzięki Wydawnictwu Czwarta Strona
[…] Miejskiej realizowanej podczas VII Festiwalu Kryminału „Kryminalna Piła” 2019 jest http://blog.kryminalnapila.pl/recenzja-joanna-opiat-bojarska-gra-pozorow/Joanna […]