Autor: Marcin Wroński
Tytuł: Kwestja krwi
Wydawca: Wydawnictwo W.A.B.
Rok wydania: 2014
ISBN: 978-83-2801-4-589
Liczba stron: 320
Nagroda Kryminalnej Piły dla najlepszej polskiej miejskiej powieści kryminalnej roku 2013 za „Pogrom w przyszły wtorek”. Za ten sam tytuł dublet nagrody Wielkiego Kalibru dla najlepszej powieści kryminalnej zdaniem Jury i czytelników. Tak wyglądał początek roku 2014 dla Marcina Wrońskiego. W tym samym czasie miała swoją premierę kolejna, szósta już powieść z cyklu lubelskiego, zatytułowana „Haiti”. I trochę na fali sukcesu poprzedniej książki, ale przede wszystkim zasłużenie za swoje mistrzostwo artystyczne i kryminalną moc, „Haiti” sprzedawała się szybko i dobrze, a pośród recenzentów zbierała wyłącznie wysokie oceny i noty. To wymarzone dla każdego autora osiągnięcie czytelnicze i medialno-wydawnicze. To jednak także postawienie sobie wysokiej poprzeczki dla przyszłych dokonań pisarskich, wymagających w kolejnych książkach szczególnej, bo jeszcze większej dbałości o wyobraźnię i słowo. Jeszcze krócej można powiedzieć: mistrzostwo zobowiązuje. Gdy więc dotarła do mnie wiadomość, iż następną powieść z Maciejewskim autor „Kina Venus” planuje napisać i wydać jeszcze w tym roku, przez moment ogarnęło mnie zaskoczenie i powątpiewanie czy aby to dobry pomysł. Przede wszystkim bałem się, że pisarz da się ponieść głównie fali popularności i pozytywnego odbioru poprzednich tytułów, bez głębszej refleksji twórczej i nowych pomysłów na kolejne kryminały. Dziś, po lekturze „Kwestji krwi” śmiało mogę powiedzieć, że moje obawy stanowiły troskę na wyrost. Mam nawet wrażenie, że własne ograniczenia co do wyobraźni i możliwości artystycznych Marcina Wrońskiego, niczym liczba do kwadratu, znalazły ujście w kolejnej doskonałej propozycji literackiej lubelskiego autora.
„Kwestja krwi” w pierwszej kolejności udowadnia, że granice twórczej inwencji jej autora zdają się nie mieć granic. Obejmuje to zarówno samą czystą sztukę słowa, cyzelowaną w każdym szczególe świata przedstawionego i składniowej materii konstruowanych zdań, jak i horyzonty literackiej wizji fabularnej. To ostatnie wydaje się być niezmiernie ważne w perspektywie wcześniej opublikowanych książek i tych, które są planowane w całym dziesięciotomowym kryminalnym cyklu lubelskim. W tak pomyślanym komplecie każda poszczególna powieść stanowić bowiem musi samodzielny twór o pełnej i oryginalnej realizacji intrygi kryminalnej. Równolegle jednak każdy pojedynczy tytuł musi stanowić element o wysokim stopniu komplementarności dla całego cyklu, w którym to idea kontinuum stanowi czynnik zespalający. To kontinuum w głównej mierze stanowi postać Maciejewskiego, bo w końcu wokół jego losów osobistych i zawodowych wyzwań śledczych obraca się młyn fabularnej opowieści. To bardzo typowe dla tego typu cykli pisarskich. Marcin Wroński mistrzostwo własnego cyklu osiąga jednak wykraczając poza podstawowe standardy tego rodzaju epopei powieściowych. Kreacja głównego bohatera stanowi oczywiście dominantę fabularnego i oś narracyjną, wokół której realizowany jest zamysł poszczególnych historii kryminalnych, lecz równocześnie stanowi jedynie koronę pośród pozostałych, nie mniej ważnych rejonów literackiego dzieła. Z tytułu na tytuł bowiem autor „Skrzydlatej trumny” coraz świadomiej i w sposób dalece dopracowany stwarza świat przedstawiony, w którym każdy jego element udanie wypełnia poszczególne pola perfekcyjnie wyimaginowanego obrazu. Znakomitym odniesieniem dla artystycznej progresji lubelskiego pisarza jest sztuka układania puzzli. „Morderstwo pod cenzurą” czy „Kino Venus” były niczym pierwsze, nieśmiałe próby składania prostych obrazków opartych na niewielkiej liczbie niezbyt skomplikowanych elementów graficznych, podczas kompletowania których zdarzały się potknięcia i niedoskonałości. „A na imię jej będzie Aniela” czy „Skrzydlata trumna” to już ambitniejszy dobór układanki, której powoli zaczynała imponować liczba kumulowanych części, ale również ich wielobarwność i zróżnicowanie. Wspomniane już wcześniej, kolejne powieści, „Pogrom w przyszły wtorek” i „Haiti” to już układanki o dalekim stopniu złożoności i niebywałym stopniu szczegółowości w zakresie dbania o artystyczny efekt całości. Recenzowana „Kwestja krwi” nie jest w tej wyliczance odstępstwem, lecz znakomitym dopełnieniem przywołanej reguły tworzenia powieści doskonałej. Oczywiście mam na myśli kryminalną powieść historyczną, określoną retro-kryminałem. W swoim literackim wykonaniu Marcin Wrońskim bezapelacyjnie dzierży dziś symbole władzy na tej mapie gatunkowej. Jego udziałem jest już nie tylko berło, ale i korona polskiego retro-kryminału, przejęta od Marka Krajewskiego. Innych konkurentów aktualnie nasi mistrzowie nie mają, choć „Kwestja krwi” choć tymczasowo ugruntowała jedynowładztwo. „Władca liczb” Marka Krajewskiego, choć jest książką bardzo dobrą, to stanowi jednak także dowód na chwilowa słabość tego wybitnego pisarza, zaplątanego w sidła własnej kreacji twórczej. Na marginesie dodam, że wierzę jeszcze w dalece efektowny i efektywny pojedynek obu autorów na kolejne, nieprzeciętne retro-kryminały.
Ciekawe jest to, że wymienieni pisarze w obu swoich tegorocznych tytułach, stanowiących daleką już kontynuację cykli powieściowych, zastosowali podobny chwyt. Idzie o poprowadzenie narracyjnej opowieści w dwóch dość odległych wymiarach czasowych, przywołujących tak różne czasy o zupełnie innym ciężarze historycznym i obyczajowym. A co jeszcze bardziej istotne o tak – w gruncie rzeczy – odmiennym momencie osobistych wyborów życiowych i stanów emocjonalnych. I o ile u Krajewskiego dostrzegamy mistrzowską literacko kreację bohatera w wieku starczym, to u Wrońskiego nieprzeciętnie przedstawiona zostaje młodość jego bohatera. Sylwetki te stanowią swoiste dopełnienie literackiej biografii bohaterów. Mam wrażenie, że u autora „Kwestji krwi” dzieję się to bardziej przekonująco, autentycznie i z niebywałą lekkością. Młodość Maciejewskiego, nie będącego jeszcze nawet w marzeniach komisarzem policji, stanowi dopracowany do szczegółów portret o bardzo szerokim zakresie malowanego wizerunku. Oto na naszych oczach aspirant Zygmunt Maciejewski, choć czasowy student wydziału prawniczego i absolwent szkoły policyjnej, to prawie niczym tabula rasa kształtuje swoją osobowość i wykuwa w materii pierwszej kryminalnej sprawy zawodowe umiejętności. Jak nigdy wcześniej w niejednej scenie z udziałem Maciejewskiego schodzą się (niepełne) rodzinne wychowanie, balast środowiska z czasów nieletniości, nabyte wprost z dnia codziennego uprzedzenia natury obyczajowej, nieustannie weryfikowana policyjna wiedza teoretyczna, obecne na każdym kroku doświadczenia natury politycznej tak dobitnie i kontrastowo tworzące historię tamtej Polski i wreszcie debiutujące w „wielkim świecie” skrywane wcześniej emocje i doznania z różnym skutkiem oglądające światło dzienne. Postać Maciejewskiego w tej powieści fascynuje nieustannie, właśnie przede wszystkim tą możliwością obserwacji i kibicowania procesowi wykuwania się literackich podwalin dla całej sylwetki bohatera, poznanego przecież wcześniej w innych sytuacjach życiowych i zawodowych. Gdy popatrzymy na jego osobę wstecz pisarskiej opowieści, widzimy jak kompletna i wnikliwie przemyślana jest to sylwetka. Wroński jest w tym geście twórczym bardzo przekonujący. To jednak nie jedyna tak dopracowana właściwość świata postaci literackich. W „Kwestji krwi”, choć nie po raz pierwszy, ale chyba tak szeroko i wyraźnie nigdy wcześniej, pozostałe postacie zostają odziane w „szaty” literacko-historyczno-biograficznej kreacji. Umiejętnie dobrane, creatio ex nihilo, postacie literackie tkwią w obyczajowej, społecznej i politycznej współzależności z cechami osobowościowymi. Na dokładkę część z nich, przede wszystkim Bolesław Leśmian i Stanisław Młodożeniec, bardzo swobodnie potraktowanymi biografami rzeczywistymi, ubarwiają przestrzeń powieściową w sposób dalece niecodzienny i niekiedy nawet prowokujący. Prowokujący czytelnika nie tyle do podjęcia gry z literacką wizją, lecz do jej uzupełnienia, skonfrontowania z własną pamięcią i wyobraźnią na temat tych realnych przecież postaci historii literatury polskiej.
Marcina Wrońskiego, i nie inaczej jest w recenzowanej „Kwestji krwi”, cechuje dość duża dbałość o jakość słowa literackiego, to jest o realizm języka przywoływanych czasów, żywość dialogów, plastyczność opisów. Niejednokrotnie pozwala sobie na grę metaforami i symbolami, choć równocześnie nie gardzi różnorodnym poziomem humoru – od lekkich, ledwo dostrzegalnych aluzji i gierek semantycznych po znakomicie skonstruowane sceny tchnące uśmiechem. W omawianej powieści mistrzostwo humoru połączone z wyjątkowo sympatycznie poprowadzoną grą reprezentuje drugoplanowa postać przodownika Anastazego Olkiewicza, kierownika posterunku w Majdanie Sopockim. Ta gra, pełna uśmiechu i aluzji, to tak naprawdę zawadiacko puszczone oko do uważnego czytelnika powieści kryminalnych pewnego pisarza z Poznania. Chodzi oczywiście o Ryszarda Ćwirleja, z którym po przyjacielsku autor „Haiti” prowadzi literacką rozgrywkę, ku radości czytelników. Wspomniany Anastazy Olkiewicz to nikt inny jak przodek jeszcze bardziej barwnej i humorystycznej postaci wprost z czasów PRL-u i powieści autora „Śmiertelnie poważnej sprawy”, Teofila Olkiewicza, zrządzeniem losów historii chwilowo zmuszony do pełnienia służby na wsi zamojskiej poza ukochaną Wielkopolską. Więcej zdradzić nie mogę, by nie psuć totalnej przyjemności kilku scen i kilkunastu naładowanych humorystycznie zdań.
Marcin Wroński w „Kwestji krwi” nie tylko poszerzył przestrzeń czasową powieściowego cyklu, nie tylko ubarwił i dogłębnie wzbogacił sylwetkę osobowościową głównego bohatera, ale także podjął rękawicę rzuconą samemu sobie. Mam na myśli wyprowadzenie akcji powieściowej całkowicie poza Lublin, do niezbyt oddalonego Zamościa. Dla tak znakomitego znawcy Lublina, piewcy lubelskich ulic i wyszynków, zarówno tych przedwojennych, jak i powojennych, uczulonego na zapachy, barwy i smaki wielokulturowego i niejednorodnego społecznie oraz obyczajowo miasta, decyzja o wyborze Zamościa nie mogła być łatwa. Pisarz poradził sobie z tym zagadnieniem bardzo sprawnie. Zamość nie jest oczywiście sportretowany tak szeroko i wieloobrazowo jak rodzinny Lublin, ale tak charakterystyczną dla autora dbałością o szczegół. Mam nieodparte wrażenie, że dotyczy to zwłaszcza kamienic i miejsc bliskich dawnym fortom, co można naocznie przeczuć i sprawdzić podczas pobytu w tych miejscach Padwy Północy. Powieściowy Zamość żyje i skrzy się przede wszystkim licznymi, tak odmiennymi odblaskami różnych warstw społecznych, obyczajowych, kulturowych i nawet politycznych. Historia obecna w realiach i autentyczności obrazu miasta, ulic, miejsc i wreszcie ludzi przez Wrońskiego traktowana jest nie z pobożnością, ale wymaganą powagą. Nie tylko jako obowiązkowe w retro-kryminale tło, ale także jako równoprawny współbohater powieściowych historii. Będę się powtarzał, lecz to ważne, choć obracamy się w przestrzeni fikcji literackiej to autor „Pogromu w przyszły wtorek” po tylu już tytułach świetnie odgrywa także rolę nauczyciela historii. Historii uwiecznionej artystycznie, subiektywnie z jednoczesną troską o realizm tej historii małej, bliskiej bohaterom i miejscom ich pracy, nauki, zabawy. W tym wszystkim jest jeszcze wrażliwość na autentyczność emocjonalnej i psychologicznej strony prowadzonej opowieści. Jako czynny policjant muszę jeszcze dodać, odwołując się do umiejętności portretowania realiów przedwojennej pracy funkcjonariuszy w granatowych mundurach, że to może nawet dobrze, iż Wroński pisze wyłącznie retro-kryminały. Bałbym się bowiem chyba jego współczesnej powieści z policjantami w roli głównej. Czuję, że byłoby to mocno krzywe zwierciadło.
„Kwestja krwi” nie byłaby jednak tak udaną powieścią, gdyby autorowi chodziło wyłącznie o nieprzeciętnego bohatera i dopracowane realia historyczne czasu i miejsca. Marcin Wroński ani przez chwilę nie zapomina o tym, że jest mistrzem kryminału. Intryga, jaką buduje w recenzowanej powieści, w pierwszym odbiorze zaskakuje od samego początku lektury dość silnym zakresem niedopowiedzenia i tajemniczości. Tutaj nie ma zbrodni i nie ma zwłok, jest wyłącznie drobny, choć fakt – krwawy, artefakt w postaci rękawiczki. Celowo nie używam słowa ślad, dowód, bo przez wiele początkowych kart nie ma tak naprawdę właściwego śledztwa. Nie licząc tego, że to biograficznie pierwsza samodzielna sprawa kryminalna Zygi Maciejewskiego, to trzeba też obiektywnie uznać, iż to jedno z najtrudniejszych jego postępowań. Brak informacji lub mylne informacje, pusty bagaż doświadczeń osobistych i zawodowych, poczucie obcości w Zamościu i jeszcze nieprzychylność kolegów oraz przełożonych to całkiem spory zespół ograniczeń śledczych. Jednak dzięki tej złożoności przeciwności intryga kryminalna nie jest banalna i prosta. Nieustannie musimy mierzyć się z nią i weryfikować rodzące się wersje kryminalistyczne oraz ewentualnych sprawców zaginięcia młodej dziewczyny. Podążając tropami, musimy też uwzględniać błędy i niedopatrzenia samego Maciejewskiego. Wszak nikt nie rodzi się idealny. To nie tylko rozwiązywanie zagadki, to nie tylko ćwiczenie umysłowe, to także – po raz pierwszy tak wyraźnie odczuwalny – nasz wyścig z Zygą o prawdę faktów. Wroński trzyma czytelnika w napięciu do samego końca i w finale powieści, pomimo pozornie już rozwiązanej sprawy, po raz kolejny dokonuje zwrotu i zaskoczenia. Prawdziwe mistrzostwo kryminalnej układanki. A w tym miejscu mogę jeszcze zdradzić odrobinę. Powieść ma podtytuł „romans kryminalny” i nie jest to tylko prowokacja literacka autora. To świadomy wybór, w którym relacje męsko-żeńskie, emocje, pożądanie posiadają wiele twarzy. Czy tylko kryminalne? Trzeba doczytać do samego końca.
„Kwestja krwi” Marcina Wrońskiego to z jednej strony lekkość lektury, a z drugiej strony to znakomity, rewelacyjny układ fabuły wraz z świetnie poprowadzoną intrygą, trzymającą naprawdę do samego końca może nie tyle w niepewności, co w zagadce i pewnej tajemnicy. I jeszcze na dokładkę Zyga Maciejewski, tym razem w podwójnej kreacji – najmłodszej i najstarszej biograficznie z wszystkich jego dotychczasowych tytułów. Bohater dopracowany i skonstruowany kompletnie. Twórca retro-kryminału, Marek Krajewski, ma kogoś, kto przerósł go o klasę, kto utrzymuję najwyższy poziom w każdym zakresie wymogów gatunkowych. Tą osobą jest Marcin Wroński. „Kwestja krwi” udowadnia, że potrójne uhonorowanie nagrodami roku 2014 to nie był przypadek tylko prawidłowość!
Zamieszczone w Baza recenzji Syndykatu ZwB
[…] w najtrudniejszy czas wojny. A przecież kolejną powieścią wydaną jeszcze w tym roku, „Kwestja krwi”, Wroński udowadnia, że swojego talentu pisarskiego tak szybko nie przetrwoni szybkim pisaniem. […]
[…] Marcina Wrońskiego, lecz oceniona zostanie jeszcze wyżej. Jest bowiem za co wychwalać autora „Kwestji krwi”. Po pierwsze, a to może być najlepszym argumentem przeciwko krytykom recenzowanej książki, […]