Autor: Marek Stelar
Tytuł: Rykoszet
Wydawca: Videograf
Rok wydania: 2014
ISBN: 978-83-7835-361-4
Liczba stron: 479
Polski kryminał ma się dobrze. Powodów do takiego stwierdzenia jest co najmniej kilka i wszystkie one wzajemnie uzupełniają się, powodując coraz większą popularność i coraz silniejsze zainteresowania tego typu literaturą. Nic dziwnego, powstają przecież książki nieprzeciętne, tak różnorodne fabularnie, językowo dopracowane i artystycznie wymuskane dbałością o każdy wręcz szczegół. Kryminałów pisze się coraz więcej, podobnie jak i wydaje, kierując do rąk czytelników, zarówno autorów doświadczonych, mających za sobą nie jedną książkę, jak i debiutantów, wnoszących niejednokrotnie świeżych oddech i nowe spojrzenie na kryminalną intrygą. Do tej grupy dołączył kolejny pisarz, Marek Stelar ze swoim „Rykoszetem”. I zrobił to udanie.
Powieść przenosi nas do Szczecina i okolic. I to już warta uwagi kwestia, gdyż te rejony kryminalnej mapy literackiej naszego kraju zostały dość słabo spenetrowane. Nie tylko jednak miejsce akcji jest ciekawe. Jeszcze ciekawsze jest źródło zbrodniczej fabuły, ukrywające się w dramatycznych zdarzeniach wprost z komunistycznych czasów. To zresztą najmocniejsza scena książki, przykuwająca uwagę i wciskająca w fotel od samego początku czytelniczej przygody, bo od pierwszej karty. Mam na myśli inicjującą całą opowieść scenę dokonania wyroku śmierci wydanego przez sąd wojskowy. Skazanym jest Stanisław Rudzki, rocznik tysiąc dziewięćset dwudziesty ósmy, za popełnienie zbrodni stanu, to jest czynu z artykułu osiemdziesiąt dwa litera „a” oraz artykułu osiemdziesiąt trzy Dekretu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego z dnia dwudziestego trzeciego września tysiąc dziewięćset czterdziestego czwartego roku, czyli Kodeksu Karnego Wojska Polskiego, to jest dopuszczenie się zbierania i przekazywania wiadomości stanowiących tajemnicę państwową lub wojskową, działając na szkodę Państwa Polskiego. Tak brzmiał wyrok, ten najsroższy z możliwych, poza degradacją do stopnia szeregowego, utraty praw publicznych i obywatelskich oraz przepadek mienia w całości – śmierć. Śmierć przez rozstrzelanie. Moment ujmowany w karby literackiego opisu bardzo rzadko, a jeśli nawet, to nie zawsze udanie. Stelar ciężar sceny uniósł nie tylko, że bezproblemowo, to jeszcze – moim zdaniem – skroił ją bardzo dobrze emocjonalnie i artystycznie zarazem. Główną rolę odgrywają w niej równolegle i równorzędnie ofiara i jej kat, ale i drugoplanowe postacie są zauważalne. Wszystko przenika pewien egzystencjalny strach i lęk, wymykający się realiom dnia codziennego. Myślę, że od osobistej wrażliwości poszczególnych czytelników zależy zespół wrażeń jaki stanie się ich udziałem. Możemy do nich zaliczyć lęk, smutek, przerażenie, oburzenie, a nawet niezgodę. Dochodzi do tego jeszcze myśl, że pewnie na kolejnych stronach książki podążać będziemy tropami wydarzeń, które doprowadziły do wykonania wyroku na Stanisławie Rudzkim.
Nic bardziej mylnego. Powieść Stelara nie jest jakąkolwiek próbą opisu historii jednej osoby wprost z dramatycznych kart przeszłości naszego państwa, z realizowaną gdzieś w tle fabułą kryminalną. Nie jest też śledztwem i oskarżeniem zbrodni państwowej dokonanej na żołnierzu. Nic bardziej mylnego. „Rykoszet” to powieść kryminalna z delikatnie zarysowanym wątkiem psychologicznym, obejmującym kwestię motywów pchających człowieka do zbrodni. Dzieje się w szczecińskiej scenerii i czasie nam teraźniejszym, a sama scena wykonania wyroku, stanowiąca przecież prolog książki, to odnośnik do pozostałych fabularnych zdarzeń. Konstrukcyjnie i treściowo zarazem autor przeprowadza nas od roku tysiąc dziewięćset sześćdziesiąt ósmego, stanowiącego przygrywkę do właściwej opowieści, do roku dwa tysiące dziesiątego, w którym prowadzone jest właściwe śledztwo powieściowe. To ciekawy zabieg, nabierający symbolicznego znaczenia zwłaszcza w zestawieniu z tytułem powieści, zbrodniczymi czynami mordercy oraz przebiegiem samego wyroku. O jaki rykoszet idzie, co lub kogo dosięgnął, czym jest naprawdę? Na te pytania odpowiedzieć będziemy mogli dopiero po lekturze całej książki i przyznam, że wpisują się one w życiowe prawdy o motywach i modelach ludzkiego zachowania w obliczu doznania bólu, traumy czy tragedii. Ale wracając do konstrukcji czasowo-fabularnej, przyznać muszę, że – pomimo ciekawego pomysłu – realizacyjnie autor „Rykoszetu” w pewnej mierze trochę zawodzi. Układając poszczególne sceny, autor niepotrzebnie odkrywa przed nami zbyt wiele kart. Znamy czas ich akcji, miejsca, literackich wrażeńuczestników, motywy ich działania i cele. Poznajemy w szczegółach także relacje zachodzące pomiędzy postaciami wypełniającymi scenę powieściową i zależności zachodzące między czasowo różnymi wydarzeniami. Pisarz bardzo hojnie szafuje informacjami, moim zdaniem, zbyt hojnie, przynajmniej w pierwszej części swojej książki. Powoduje to, że w dużej mierze ważny element kryminału – zagadka, odchodzi gdzieś na dalszy plan. Dzieje się tak nawet z głównym wątkiem śledczym, reklamowanym przez wydawcę na okładce książki, a dotyczący dwóch tajemniczych zabójstw, urzędniczki Starostwa Powiatowego w Wołogardzie oraz szczecińskiego grafika i malarza. Szybko jesteśmy też świadkami ujawnienia trzeciego zabójstwa starego człowieka ogarniętego manią zbieractwa. Ale śledcze pytanie: kto zabił, na które próbują odpowiedz wespół komisarz Robert Krugły i prokurator Mateusz Michalczyk, dla czytelników jest zbyt prostym problemem. Odpowiedz na nie znamy wyraźnie wcześniej i trafniej niż papierowi śledczy. Dzieje się to zbyt szybko i zbyt łatwo. A szkoda, bo wyjściowy materiał do detektywistycznej rozgrywki jest bardzo atrakcyjny i wydarzony. Nie oznacza to jednak, że cała opowiedziana historia nie sprawia czytelniczej przyjemności i nie rodzi w nas mocniejszych emocji.
Stelar bowiem potrafi zaskoczyć. Rzecz w tym, że do pewnego momentu swojego narracyjnego przekazu ukrywa przed nami tajemnicę zbrodni, a dokładnie jej sprawcy. Wraz z upływem lekturowej przygody pozwala, szybciej niż stworzonym przez siebie śledczym, odkryć mordercę z imienia i nazwiska. I gdy już myślimy, że to koniec literackiej rozgrywki, pisarz zaskakuje. W tym przypadku bowiem imię i nazwisko sprawcy to nie wystarczająca kwestia dla opowiedzianej historii. Ważniejsze kim współcześnie jest, jaką pełni funkcję. Oczywiście zdradzić tego nie mam zamiaru. Wraz jednak z tym odkryciem przed czytelnikami i zwłaszcza policyjnymi bohaterami pojawiają się kolejne wyzwania. Noszą one cechy taktycznego zadania o charakterze zgoła sensacyjnym, co wyraźnie uatrakcyjnia recenzowaną powieść. W części tej domknięte zostają również wątki o charakterze psychologicznym, w których docieramy do najgłębszych pokładów złej strony ludzkiej natury.
„Rykoszet” to bowiem książka, na kartach której prześledzić możemy cały proces tworzenia się, przetrawiania, usypiania, budzenia i wreszcie realizacji aktu zemsty. Zemsty czynionej z pozornie dobrych intencji i głęboko przemyślanych motywów, chcących się odwoływać do najważniejszych wartości etycznych i najszczerszych emocji. Marek Stelar portretuje w swojej powieści w niebanalny sposób dwie twarze naszego usposobienia, ukrywającego się w psychice, emocjach i umysłowości, poddanych działaniom sytuacji krytycznych. Na kartach tej książki jest nią śmierć żołnierza, na którym wykonany zostaje wyrok sądowy poprzez rozstrzelanie. Okazuje się, że tak samo ważny, jak pociski docierające do ciała i powodujące zgon, jest ten, który w wyniku rykoszetu zmienia tor lotu i nie dociera do celu. Czy aby na pewno? Czy rykoszet nie przynosi ze sobą tej samej, a może nawet boleśniejszej i tragiczniejszej ceny śmierci człowieka?
Powieść przenosi nas do Szczecina i okolic. I to już warta uwagi kwestia, gdyż te rejony kryminalnej mapy literackiej naszego kraju zostały dość słabo spenetrowane. Nie tylko jednak miejsce akcji jest ciekawe. Jeszcze ciekawsze jest źródło zbrodniczej fabuły, ukrywające się w dramatycznych zdarzeniach wprost z komunistycznych czasów. To zresztą najmocniejsza scena książki, przykuwająca uwagę i wciskająca w fotel od samego początku czytelniczej przygody, bo od pierwszej karty. Mam na myśli inicjującą całą opowieść scenę dokonania wyroku śmierci wydanego przez sąd wojskowy. Skazanym jest Stanisław Rudzki, rocznik tysiąc dziewięćset dwudziesty ósmy, za popełnienie zbrodni stanu, to jest czynu z artykułu osiemdziesiąt dwa litera „a” oraz artykułu osiemdziesiąt trzy Dekretu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego z dnia dwudziestego trzeciego września tysiąc dziewięćset czterdziestego czwartego roku, czyli Kodeksu Karnego Wojska Polskiego, to jest dopuszczenie się zbierania i przekazywania wiadomości stanowiących tajemnicę państwową lub wojskową, działając na szkodę Państwa Polskiego. Tak brzmiał wyrok, ten najsroższy z możliwych, poza degradacją do stopnia szeregowego, utraty praw publicznych i obywatelskich oraz przepadek mienia w całości – śmierć. Śmierć przez rozstrzelanie. Moment ujmowany w karby literackiego opisu bardzo rzadko, a jeśli nawet, to nie zawsze udanie. Stelar ciężar sceny uniósł nie tylko, że bezproblemowo, to jeszcze – moim zdaniem – skroił ją bardzo dobrze emocjonalnie i artystycznie zarazem. Główną rolę odgrywają w niej równolegle i równorzędnie ofiara i jej kat, ale i drugoplanowe postacie są zauważalne. Wszystko przenika pewien egzystencjalny strach i lęk, wymykający się realiom dnia codziennego. Myślę, że od osobistej wrażliwości poszczególnych czytelników zależy zespół wrażeń jaki stanie się ich udziałem. Możemy do nich zaliczyć lęk, smutek, przerażenie, oburzenie, a nawet niezgodę. Dochodzi do tego jeszcze myśl, że pewnie na kolejnych stronach książki podążać będziemy tropami wydarzeń, które doprowadziły do wykonania wyroku na Stanisławie Rudzkim.
Nic bardziej mylnego. Powieść Stelara nie jest jakąkolwiek próbą opisu historii jednej osoby wprost z dramatycznych kart przeszłości naszego państwa, z realizowaną gdzieś w tle fabułą kryminalną. Nie jest też śledztwem i oskarżeniem zbrodni państwowej dokonanej na żołnierzu. Nic bardziej mylnego. „Rykoszet” to powieść kryminalna z delikatnie zarysowanym wątkiem psychologicznym, obejmującym kwestię motywów pchających człowieka do zbrodni. Dzieje się w szczecińskiej scenerii i czasie nam teraźniejszym, a sama scena wykonania wyroku, stanowiąca przecież prolog książki, to odnośnik do pozostałych fabularnych zdarzeń. Konstrukcyjnie i treściowo zarazem autor przeprowadza nas od roku tysiąc dziewięćset sześćdziesiąt ósmego, stanowiącego przygrywkę do właściwej opowieści, do roku dwa tysiące dziesiątego, w którym prowadzone jest właściwe śledztwo powieściowe. To ciekawy zabieg, nabierający symbolicznego znaczenia zwłaszcza w zestawieniu z tytułem powieści, zbrodniczymi czynami mordercy oraz przebiegiem samego wyroku. O jaki rykoszet idzie, co lub kogo dosięgnął, czym jest naprawdę? Na te pytania odpowiedzieć będziemy mogli dopiero po lekturze całej książki i przyznam, że wpisują się one w życiowe prawdy o motywach i modelach ludzkiego zachowania w obliczu doznania bólu, traumy czy tragedii. Ale wracając do konstrukcji czasowo-fabularnej, przyznać muszę, że – pomimo ciekawego pomysłu – realizacyjnie autor „Rykoszetu” w pewnej mierze trochę zawodzi. Układając poszczególne sceny, autor niepotrzebnie odkrywa przed nami zbyt wiele kart. Znamy czas ich akcji, miejsca, literackich wrażeńuczestników, motywy ich działania i cele. Poznajemy w szczegółach także relacje zachodzące pomiędzy postaciami wypełniającymi scenę powieściową i zależności zachodzące między czasowo różnymi wydarzeniami. Pisarz bardzo hojnie szafuje informacjami, moim zdaniem, zbyt hojnie, przynajmniej w pierwszej części swojej książki. Powoduje to, że w dużej mierze ważny element kryminału – zagadka, odchodzi gdzieś na dalszy plan. Dzieje się tak nawet z głównym wątkiem śledczym, reklamowanym przez wydawcę na okładce książki, a dotyczący dwóch tajemniczych zabójstw, urzędniczki Starostwa Powiatowego w Wołogardzie oraz szczecińskiego grafika i malarza. Szybko jesteśmy też świadkami ujawnienia trzeciego zabójstwa starego człowieka ogarniętego manią zbieractwa. Ale śledcze pytanie: kto zabił, na które próbują odpowiedz wespół komisarz Robert Krugły i prokurator Mateusz Michalczyk, dla czytelników jest zbyt prostym problemem. Odpowiedz na nie znamy wyraźnie wcześniej i trafniej niż papierowi śledczy. Dzieje się to zbyt szybko i zbyt łatwo. A szkoda, bo wyjściowy materiał do detektywistycznej rozgrywki jest bardzo atrakcyjny i wydarzony. Nie oznacza to jednak, że cała opowiedziana historia nie sprawia czytelniczej przyjemności i nie rodzi w nas mocniejszych emocji.
Stelar bowiem potrafi zaskoczyć. Rzecz w tym, że do pewnego momentu swojego narracyjnego przekazu ukrywa przed nami tajemnicę zbrodni, a dokładnie jej sprawcy. Wraz z upływem lekturowej przygody pozwala, szybciej niż stworzonym przez siebie śledczym, odkryć mordercę z imienia i nazwiska. I gdy już myślimy, że to koniec literackiej rozgrywki, pisarz zaskakuje. W tym przypadku bowiem imię i nazwisko sprawcy to nie wystarczająca kwestia dla opowiedzianej historii. Ważniejsze kim współcześnie jest, jaką pełni funkcję. Oczywiście zdradzić tego nie mam zamiaru. Wraz jednak z tym odkryciem przed czytelnikami i zwłaszcza policyjnymi bohaterami pojawiają się kolejne wyzwania. Noszą one cechy taktycznego zadania o charakterze zgoła sensacyjnym, co wyraźnie uatrakcyjnia recenzowaną powieść. W części tej domknięte zostają również wątki o charakterze psychologicznym, w których docieramy do najgłębszych pokładów złej strony ludzkiej natury.
„Rykoszet” to bowiem książka, na kartach której prześledzić możemy cały proces tworzenia się, przetrawiania, usypiania, budzenia i wreszcie realizacji aktu zemsty. Zemsty czynionej z pozornie dobrych intencji i głęboko przemyślanych motywów, chcących się odwoływać do najważniejszych wartości etycznych i najszczerszych emocji. Marek Stelar portretuje w swojej powieści w niebanalny sposób dwie twarze naszego usposobienia, ukrywającego się w psychice, emocjach i umysłowości, poddanych działaniom sytuacji krytycznych. Na kartach tej książki jest nią śmierć żołnierza, na którym wykonany zostaje wyrok sądowy poprzez rozstrzelanie. Okazuje się, że tak samo ważny, jak pociski docierające do ciała i powodujące zgon, jest ten, który w wyniku rykoszetu zmienia tor lotu i nie dociera do celu. Czy aby na pewno? Czy rykoszet nie przynosi ze sobą tej samej, a może nawet boleśniejszej i tragiczniejszej ceny śmierci człowieka?
Zamieszczone w Baza recenzji Syndykatu ZwB i przeczytana dzięki wydawnictwu Videograf
Z polskim kryminałem dopiero się poznaję, ze światowym znam się dużo lepiej;) Podoba mi się nagromadzenie kryminału na Pana stronie, będę zaglądać częściej 🙂
[…] jest zaplanowana na maj 2016. Odnośniki : http://lubimyczytac.pl/autor/106915/marek-stelar http://blog.kryminalnapila.pl/recenzja-marek-stelar-rykoszet/ […]