Autor: Paweł Pollak
Tytuł: Gdzie mól i rdza
Wydawca: Oficynka
Rok wydania: 2012
ISBN: 978-83-62465-35-4
Liczba stron: 381
Są książki, na które przed lekturą nie liczymy zbytnio, ani na wrażenia ponad normę, ani na zachwyt, ani na… cokolwiek. Kiedy pierwszy raz usłyszałem nazwisko Paweł Pollak, oczywiście w perspektywie autora kryminału, zareagowałem tak jak to bywa najczęściej w przypadku mojej osoby, zanotowałem na liście-poczekalni, do poznania, przeczytania. Często jednak kończy się to dla takiego pisarza „wieczną tułaczką” w oczekiwaniu na lekturę i ocenę czytelniczą. Jednak w przypadku Pawła Pollaka stało się inaczej. Powodem, dla którego sięgnąłem jednak po jego ostatni kryminał „Gdzie mól i rdza” był, o dziwo, blog internetowy autora książki. Z jednej strony wydał się ciekawy poprzez bogactwo tematów, jakie autor porusza w niesystematycznych wpisach, z drugiej zaś strony zaintrygowało mnie widzenie świata z perspektywy Pollaka, człowieka, ale i tłumacza, pisarza. I co więcej, nazbyt często nie zgadzałem się z jego sądami, przemyśleniami, dość niepokornymi, co spowodowało postawienie sobie pytania – a co takiego ma on tym samym do zaoferowania w powieści kryminalnej? Zwłaszcza, że wydał ją w wydawnictwie „Oficynka”, a ta z doświadczenia czytelniczego nie ma skłonności do publikowania byle jakich tytułów.
„Gdzie mól i rdza” okazała się w lekturze świetną powieścią, pomimo tego, że nie błyszczy chwytliwym tytułem ani nie proponuje wyjątkowego, niepowtarzalnego bohatera czy też dramatycznej, niecodziennej intrygi. Jednocześnie właśnie w pierwszej kolejności książka ta podobać się może swoją główną postacią literacką. Komisarz Marek Przygodny, gliniarz z krwi i kości, doświadczony, z bagażem zawodowych sukcesów i mniejszych porażek, jak nikt inny nadaje się do prowadzenia śledztwa w sprawie dziwnych zabójstw. U Pollaka główny bohater, powtórzę jeszcze raz, rasowy gliniarz, ma bardzo ludzką, zwykłą, codzienną twarz. Objawia się ona w jego rozterkach i myślach, pochłoniętych głównie rozpadającym się małżeństwem i rozwodem jako wyjściem z impasu umierania uczuć między małżonkami. Przez pewien moment podczas lektury książki miałem za złe autorowi, że wątek osobisty Przygodnego chwilami jakby zbyt wysuwał się na pierwszą scenę, bombardując natłokiem niepotrzebnych – moim zdaniem – przemyśleń na temat kondycji jego małżeństwa. Z perspektywy całej książki, a zwłaszcza przedstawionej ścieżki śledczej realizowanej przez Przygodnego, osobisty motyw kryzysu małżeństwa wydał się w pełni uzasadniony. Wewnętrzne kłopoty emocjonalne, uczuciowe znajdują niejako odzwierciedlenie, a może nawet bardziej mają wpływ na prowadzone śledztwo. Odnoszę takie wrażenie, że pisarz chciał pokazać i udowodnić, iż nawet najlepsze zaangażowanie zawodowe, w tym przypadku w śledztwo, nie jest immanentnym działaniem, lecz zawsze ma swój kontekst osobisty, prywatny, wewnętrzny, związany z prowadzącym czynności śledcze. Wyraźnie widać, na przykładzie historii komisarza Przygodnego, że śledztwo prowadzi Ktoś, człowiek z balastem swojej wiedzy, doświadczeń, ale i emocji, odczuć, stanów psychicznych. Śmiem powiedzieć, że pomimo wielu arcyciekawie zarysowanych postaci współczesnych policjantów w polskich kryminałach, to właśnie wyłącznie Pollak rysuje tego typu bohatera czysto po ludzku, nie instrumentalnie. To pierwsza taka postać policyjnego detektywa, w której pisarz nie założył, że jego przeszłość, jego emocje, rozterki i doznania muszą stanowić odpowiednie tło lub dopowiedzenie dla prowadzonej fabuły. U autora „Gdzie mól i rdza” „wewnętrzne życie” bohatera nie jest po coś. Ono po prostu jest i równoległe, pośrednio, a chwilami i bezpośrednio wpływa na decyzje i czyny komisarza Przygodnego.
Prowadzący śledztwo jest więc w pełni rzeczywisty, realny, odarty z papierowości i literackości. Tak właśnie odbieram tego bohatera. A udanym dopełnieniem tak prezentowanego detektywa mundurowego są znakomicie oddane realia pracy służb policyjnych na miejscach zdarzeń w ramach ich kryminalistycznego badania. Od razu dodam, by nie było jakichkolwiek niedomówień, z powieści Pollaka nie pozna czytelnik ani tajników pracy kryminalistycznej i śledczej na miejscach zbrodni, ani w żaden sposób nie przyswoi procedury policyjnej, a tym bardziej nie wyczerpie zagadnienia. Znów jednak musze powiedzieć, że pisarz, jeśli już przywołuje wybrane czynności śledcze wokół miejsca zdarzenia, to czyni to w pełni zgodnie z rzeczywistością i możliwościami współczesności. Gdy przeczytałem, bodajże po raz pierwszy w polskiej powieści kryminalnej, o wykorzystaniu AFIS i sprawdzeniach na cito śladów ujawnionych i zabezpieczonych na miejscu zdarzenia, i to wszystko jeszcze bez błędu, byłem pod wrażeniem przygotowania pisarskiego. Cieszy mnie to zwłaszcza jako wykładowcę kryminalistyki i miłośnika tej dziedziny multinaukowej. Ale żeby nie wpadać z totalny zachwyt nad aspektami realnego oddania wybranych aspektów współczesnego śledztwa, muszę przywołać postać dwóch drugoplanowych, ale ważnych w tej historii postaci – Wójcika i Wojtkiewicza. W tych dwóch policjantach z patrolu, a dokładnie – jak umiejętnie nazywa Pollak – wywiadowców z sekcji prewencji, pisarz ukrył swoje poczucie humoru. I to zupełnie dużą dawkę, choć na mój gust zbyt dużą. Tych bohaterów akurat przerysował, odarł z autentyczności nie osób, ale funkcji policyjnych, nie użyję słowa ośmieszył, bo kto dotrze do ostatnich stron powieści, znajdzie dla omawianych bohaterów usprawiedliwienie. Nie mogę przemilczeć jeszcze jednej postaci, dziennikarza Kuriaty. Postać z pewnością charakterystyczna, nietuzinkowa, wyraźnie zarysowana, z mocnym charakterem, zaletami i wadami. Miejscami, podczas lektury odczuwałem, że Kuriata jest ciekawszy odbiorczo, a jego postać jest mocniejsza literacko i psychologicznie niż komisarza Przygodnego. Im bliżej jednak rozwiązania intrygi kryminalnej, tym bardziej miałem wrażenie, że obie postacie należy odbierać przez wspólny pryzmat. Przygodnego i Kuriatę nie należy odbierać jako duet, jakich w kryminałach nie mało powstało. Oni stanowią pewną całość ze swoją szorstką przyjaźnią męską, odmiennym widzeniem świata uczuć, emocji i płci przeciwnej, z podobnym nosem śledczym i intuicją, która w połączeniu z analitycznym i otwartym myśleniem ostatecznie doprowadziły do rozwiązania sprawy.
Parę słów jeszcze o intrydze kryminalnej jaką czytelnikom zaproponował Pollak. Zabójstwa występują w książce w liczbie, rzekłbym odpowiedniej. Przy drugim trupie gdzieś majaczy myśl – seryjny zabójca, to nie jest jego ostatnie słowo. Kolejne morderstwo mogłoby nas w tym utwierdzić, ale inscenizacja jaką przygotował zabójca, przynajmniej komisarza Przygodnego oddala od tej myśli. Ale my czytelnicy wiemy więcej, choćby dzięki telefonom, które odbiera dziennikarz. No i ten motyw z ofiarami, które mają styczność z pielęgniarzem. Muszę powiedzieć, że sam zamysł na intrygę oraz jej przeprowadzenie z punktu widzenia śledczych udał się autorowi znakomicie. Niestety czytelnika obdarzył większa wiedzą i szerszym obrazem rzeczywistości niż policjantów, próbujących rozwikłać sprawę. I tym samym odrobinę zepsuł lekturę kryminału. Powtórzę jeszcze raz, pomysł ciekawy, niewiadoma w śledztwie umiejętnie poprowadzona i dozowana, ale wyłącznie w perspektywie postaci komisarza Przygodnego, który gliną doskonałym nie jest. Cała narracja jest jednak redundantna, zbyt wiele otrzymujemy informacji, sygnałów, zbyt mocno zwłaszcza narysowana zostaje linia wyboru ofiar. To psuje zabawę lektury, a to ważna kwestia w przypadku kryminału. Ostatnie sceny, od tej na lotnisku, nie dziwią, potwierdzają mocne przypuszczenia. Może dla tego czytelnika, który pomyśli – jestem lepszy od komisarza Przygodnego – to ciekawy finał. Ja jednak odrobinę zawiodłem się. Nie ukrywam, liczyłem na bardziej zaskakujący suspens.
Powieść „Gdzie mól i rdza” Pawła Pollaka jest książka, niezależnie od małych potknięć, bardzo udaną, bardzo przyjemną w lekturze, dobrze napisaną naturalnym i obrazowym językiem. Postać głównego bohatera, komisarza Przygodnego, jest wyjątkowa na tle innych bohaterów literackich współczesnych kryminałów. Przedstawiona został z nadzieją na kolejne udane potyczki śledcze, ale i osobiste, bo myślę, że mimo wszystko, rozwód to tylko wyjście na kolejne ciekawe losy. Kto wie, a może nowe uczucie splecie się ze zbrodnią. Ja już czekam na kolejną powieść Pawła Pollaka.
Zamieszczone w Baza recenzji Syndykatu ZwB
Nie miałem jeszcze okazji poznać twórczości tego pana. Jednak po przeczytaniu Twojej recenzji myślę, że warto.
Naprawdę szczerze polecam, książka warta lektury, nie jest to powieść banalna, tkwi w niej potencjał, zwłaszcza w bohaterze głównym, na kolejne ciekawe książki.
[…] nowe wydanie „Kanalii” Pawła Pollaka, co w połączeniu z nieco wcześniejszym tytułem „Gdzie mól i rdza”, powodowało całkiem znośną myśl, że polscy autorzy kryminałów potrafią nie tylko nie […]