Autor: Bronisław Wildstein
Tytuł: Ukryty
Wydawca: Zysk i spółka
Rok wydania: 2012
ISBN: 978-83-7785-017-6
Liczba stron: 256
Książki potrafią wywoływać dyskusje i polemiki, budzić zachwyt i emanować dobrem, ale też siać zło i emanować brzydotą. To jest między innymi jeden z podstawowych walorów literatury w postaci jednostkowych dzieł, które żyją własnym życiem. Często jednak w historii literatury mieliśmy momenty, gdy los książki splatał się, a właściwie plątał się życiorysem i ideami swojego twórcy. Podobnie dzieje się wówczas, gdy autorem – czystych gatunkowo – powieści jest publicysta. W takich przypadkach przeważająca rzesza czytelników i krytyków odbiera dany tytuł przez pryzmat uprawianej przez autora publicystyki głoszonych wraz z nią poglądów. Rzadziej zaś audytorium odbiorców skupia się na walorach uniwersalnych literatury i wartościach estetyczno-etycznych w oderwaniu od osoby autora. Ale czy taki rodzaj podejścia czytelniczego jest tak naprawdę stuprocentowo możliwy w przypadku książki beletrystycznej napisanej przez aktywnego publicystę?
Niemożliwa jest ucieczka od wcześniej postawionego pytania, gdy do ręki bierze się powieść „Ukryty”, autorstwa Bronisława Wildsteina. Znam obie poprzednie powieści „Czas niedokonany” i „Dolina nicości”. Literacko niosły one ze sobą dobry poziom, obejmujący udane kreowanie świata przedstawionego, nieschematyczne budowanie postaci literackich, umiejętne konstruowanie dialogów i język narracji godny powieściopisarza. Poprzednie powieści Wildsteina musiały w każdym czułym, aktywnie myślącym i zaangażowanym społecznie (co rozumiem jako wspólnotę kultury i tożsamości) czytelniku , podobnie jak i we mnie, powodować ból. Polska rzeczywistość, jej struktura etyczna, ideowa, jawiły się gorzko, pesymistycznie wręcz, ale niestety w szerokim zakresie obrazu – prawdziwie. I nie inaczej jest w „Ukrytym”, który jednak w przeciwieństwie do poprzednich tytułów literacko zawędrował na gatunkowe ścieżki kryminału. I stąd obecność tej książki na moim blogu.
Jako kryminał „Ukryty” nie zaskakuje. Intryga kryminalna realizowana jest schematycznie i bez większego „nakręcania” czytelnika rzeczami niecodziennymi, tajemniczymi czy też odrażającymi. W sumie mamy do czynienia z trzema śmierciami. Rafała Maja, ochroniarza, byłego oficera Legii Cudzoziemskiej, obciążonego niejasnymi interesami w Afryce Północnej (prawdopodobnie chodzi o handel bronią). W jego przypadku najciekawszym czytelniczo i najbardziej zagadkowym wątkiem postaci jest właśnie jego śmierć. Oficjalnie nieszczęśliwy wypadek – zdarzenie drogowe z udziałem pijanego pieszego. Rzecz w tym, że ten dobrze zbudowany, zdrowy mężczyzna nie pijał alkoholu. Więcej, ślady kryminalistyczne ujawnione na zmasakrowanych zwłokach wskazują na ich przejechanie, i to dwukrotne. Ale sprawców nikt nie szuka, umorzenie, po prostu nieszczęśliwy wypadek. Druga śmierć jest jeszcze bardziej…. Zagadkowa. Lucyna Horwat dźgnęła się nożem… aż trzykrotnie. Wszystko wskazuje, że mimo tak oczywistych faktów kryminalistycznych, to postepowanie zostanie umorzone, bo potraktowane jako samobójstwo kobiety. I ostatnia ofiara, Ewa Drozd, z dość mocnym jej przedstawieniem, albowiem jako ofiara zostaje zidentyfikowana po badaniach wyłowionej z Wisły głowy, która dziwnym trafem jest dość silnie zdeformowana (po dziwnym przepłynięciu kilkudziesięciu kilometrów dnem rzeki). Reszta ciała odnaleziona zostaje później w lesie. Tak więc, biorąc uwagę wyjściową w postaci trzech zwłok, które prezentują śmierci z mocnym udziałem osób trzecich, wydawałoby się, że Wildstein kryminalną historię może poprowadzić wręcz koncertowo. Niestety jednak dla miłośników tego gatunku, autor „Doliny nicości” kryminał w przypadku omawianej powieści potraktował bardzo instrumentalnie. Po pierwsze widoczne jest to w dalszym prowadzeniu wątku kryminalnego, w którym to dość szybko każdy czytelnik domyśla się i niewiele później dowiaduje się kto zabił i dlaczego. Nie mamy tutaj za dużo czytelniczej zabawy w detektywa.
Ta robota zostaje „odwalona” przez zdolnego, ale i bezdyskusyjnie uczciwego policjanta. Aspirant Jerzy Tatar to policjant z życiorysem niczym sinusoida, poglądami jasno skrystalizowanymi i kręgosłupem moralnym nie do naruszenia. Stąd zresztą ciężka jego ścieżka zawodowa, która – pomimo faktycznych i znakomitych zdolności i umiejętności śledczych – doprowadziła go jedynie do stopnia podoficerskiego. Ciekawie, choć pobieżnie, została wykreowana przez Wildsteina postać policjanta. Jego osoba trzyma wątek kryminalny, otwiera go i kończy. Finał nie jest jednak taki, jak byśmy chcieli. Jeszcze raz powtórzę, szybko i sami, i wraz z aspirantem Tatarem rozwiązujemy intrygę kryminalną. Tak, docieramy do prawdy, ale za nią nie idzie prawda i sprawiedliwość. Sprawy zostają zamknięte, po raz kolejny sinusoida zawodowej drogi Tatara dołuje.
Pisząc o wątkach kryminalnych „Ukrytego”, nie mogę nie wspomnieć o sprawcy zabójstw, Ksawerym Starowinie. Co ciekawe jego postać ma większe znaczenie dla całej książki niż dla historii kryminalnej. W poruszanym przeze mnie zagadnieniu można potraktować go jako figurę pokazującą wady systemu sprawiedliwości i defekt organów ścigania, które to korzeniami wrastają w polityczny grunt rządzących i bagno opiniotwórczych mediów. Zabójca to artysta, mierny, ale wbijający się swoimi ideami artystycznymi w odpowiedni czas i potrzeby mainstreamowych mediów. To jednocześnie syn sławnego ojca-pisarza, poprawnego politycznie do bólu, a tym samym nietykanego. Takim też nietykalnym staje się Ksawery Starowin.
To, co przedstawiłem pokrótce, trzymając się wyłącznie wątku kryminalnego, to kreacja literacka Wildsteina. Jak już pisałem, wykorzystana wyłącznie instrumentalnie. Po pierwsze po to, by pokazać mechanizmy współcześnie działające na poziomie dochodzenia do prawdy przestępstwa. Choć prawidłowo powinniśmy używać słowa „nie działające”, jako przeciwstawienie ideom, na podwalinach których powstały policja i sądy. Po drugie i ważniejsze dla autora Czasu niedokonanego”, wątek kryminalny rysujący jako zbrodniarza młodego artystę, z odpowiednim życiorysem i wizją artystyczną poprawnie polityczną, to wyłącznie zabieg emocjonalno-estetyczny na czytelniku. Ten, śledząc inne, dominujące w tej powieści tematy o charakterze filozoficzno-metafizycznym, w odpowiednich momentach lektury doznaje dodatkowe niesmaku, wynikającego właśnie z natury kryminalnej (brudnej i złej), a będącego udziałem tych, których autor przedstawia jako demiurgów współczesnej Polski. Właściwie trzeba by napisać – demiurgów zła współczesnej Polski.
Celowo podjąłem tylko trop kryminalny w „Ukrytym”. Pozostawiam na inny czas i inne miejsce dyskusję nad całymi tymi fragmentami książki Wildsteina, które obejmują miejsce Krakowskiego Przedmieścia i czas „posmoleński”. Ten obraz świata przedstawionego powieści niesie gorzką, aż bolesna prawdę, którą wielu z nas zna i doświadczyło. Tutaj właśnie pisarz dotyka zagadnienia metafizycznego, z zakresu odwiecznych pytań, co kieruje człowiekiem, co buduje widzenia świata w człowieku. Czy potrafimy widzieć prawdziwie i własnym wzorkiem? Wildstein w „Ukrytym” nie boi się odpowiadać na takie pytanie. Wielu czytelnikom odpowiedź nie będzie się podobała.
Ja tylko żałuję, że kryminalna przygoda literacka Wildsteina nie może być tylko peregrynacją kryminalną z tak ciekawym i udanym materiałem wyjściowym do znakomitej powieści czysto gatunkowej. Nawet gdyby została w tle publicystyczna i ideowa wizja świata autora, byłby z tego naprawdę niezły kryminał.
Zamieszczone w Baza recenzji Syndykatu ZwB