Autor: Christian Plowman
Tytuł: O krok za daleko
Tłumaczenie: Małgorzata Szubert
Wydawca: Muza
Rok wydania: 2015
ISBN: 978-83-7758-823-9
Liczba stron: 316
„O krok za daleko” Christiana Plowmana to nie kryminał, choć kryminalnym sprawom jest mu o wiele bliżej niż nie jednej udanej powieści z tego gatunku. To nie fikcja literacka, choć stuprocentowej prawdy autor unika celowo, przywołując jednocześnie wyłącznie realne wydarzenia. To książka z nienowym pomysłem twórczym na wspomnienia byłego gliniarza, a równolegle rzecz wyjątkowa. I od razu powiem autorytatywnie – obowiązkowa tak dla miłośników literackich gatunków kryminalnych, jak i ich twórców.
Zacznijmy od autora recenzowanej pozycji, bo w nim samym ukrywa się najważniejszy element treściowy książki. Christian Plowman, były brytyjski policjant, z szesnastoletnim doświadczeniem, w tym ponad dziesięcioletnią pracą pod przykryciem dla Scotland Yardu. W swojej służbie zajmował się początkowo robotą prewencyjną na ulicy, później czysto kryminalną i wreszcie tą najważniejszą dla swojej kariery – operacyjną. Dokonywał zakupów kontrolowanych, niejawnie obserwował przestępców, uczestniczył w tajnych grach prowadzących do ujęcia i likwidacji groźnych przestępców, jak i całych gangów. W ostatnim okresie swojej służby zajmował się werbowaniem informatorów policyjnych i ich zarządzaniem. Po odejściu z policji przeniósł się do sektora prywatnego. I napisał właśnie dostępną od niedawna w Polsce książkę „O krok za daleko”, która tak naprawdę jest ponad trzystu stronicową osobistą opowieścią o służbie policyjnej – jej zaletach i zagrożeniach.
W przypadku takich literackich zwierzeń byłych mundurowych pierwszą kwestią, która nasuwa się wielu czytelnikom, jest ich autentyczność z nieodzownym pytaniem – co jest prawdą, a co wyłącznie chwytem artystycznym, podszytym zmyśleniem? Z Plowmanem nie ma chyba takiego problemu. Nie trzeba nawet długo szukać na angielskich portalach, by natknąć się na cytaty wprost od byłych kolegów autora książki, na czele z tym najczęściej powtarzanym: „wszyscy mamy cię za zdrajcę. Jak wrócisz do Londynu, rozwalimy ci łeb”. To wiele znaczy i jest jednym z podstawowych dowodów na duży realizm jego historii. Nie licząc też nawiązań do głośnych w Wielkiej Brytanii spraw kompromitujących właśnie najtajniejsze działania policjantów działających pod przykrywką. Plowman o wielu wspomina, a swoją własną historią dopisuje kolejne rozdziały, zwłaszcza tej niechlubnej strony działalności Metropolitan Police. Znamienne jest także programowe milczenie władz MET wokół tego typu spraw czy publikacji.
Autor swoją opowieść realizuje w porządku chronologicznym, co pozwala – zgodnie z zawodowym życiorysem Plowmana – zaprezentować poszczególne szczeble w drabinie pracy operacyjnej londyńskich policjantów. To bardzo interesujące zagadnienie, zwłaszcza, że tak bardzo odmienne i obce w stosunku do polskich rozwiązań. Wszystko rozpoczyna się od tajnych zakupów realizowanych przez TPO (test purchase officer). To policjanci pracujący pod przykryciem, bez legitymacji, broni, łączności, wyłącznie w celu kontrolowanego zakupu materiałów i przedmiotów, których posiadanie lub handlowanie nimi jest prawnie zabronione, celem zdobycia namacalnych dowodów przestępczej działalności. W tych tajnych działaniach dominują bezapelacyjnie zakupy narkotyków, nabywane nierzadko od najgorszych szumowin, z zagrożeniem własnego życia. To zadania niełatwe i pomimo powtarzalności czynności każdorazowo wymagające wyjątkowych umiejętności bycia kimś innym niż w rzeczywistości się jest. Na przekór temu policjanci TPO stoją najniżej w hierarchii tajnej pracy policyjnej, za co płacą potrzebą znoszenia pogardliwego wręcz i lekceważącego podejścia do nich samych przez innych tajniaków. Ci wyżej w drabinie operacyjnego wtajemniczenia to UCO, czyli „tajni funkcjonariusze”. Działający pod przybranym nazwiskiem, w pełni zakamuflowani, żyjący innym życiem, nie swoim, lecz tym „wirtualnym”, operacyjnym, będącym przecież jednocześnie jak najbardziej realnym. Plowman dość szczegółowo opisuje zadania TPO i UCO, sposób ich działania, realizowania wybranych prawdziwych spraw. Znamienne dla tych rodzajów pracy operacyjnej jest ich współprzenikanie. Można być UCO, ale jednocześnie co jakiś czas wykonuje się mniejsze zadania przeznaczone dla TPO. To jeden z ciekawszych aspektów niejawnych działań, niepokojący z punktu widzenia wykonywanych zadań i ukrywania tożsamości policjanta. Mam na myśli żonglowanie tożsamościami, przenikanie do środowisk przestępczych, by w tym samym czasie w innym miejscu londyńskich ulic dokonywać najczęściej drobnego zakupu narkotyków. Zadziwiająca to rozwiązanie, w którym zarówno osoba tajniaka, jak i samej operacji, niekiedy długofalowej i skomplikowanej, narażone są na zbyt łatwą demaskację, a co za tym idzie bezpośrednie zagrożenie życia funkcjonariusza. To nie wszystko, dowiadujemy się także, że wykonując zadania policjanta pod przykryciem w nielimitowanym i określonym zakresie czasowym, zmuszony jest on równolegle do wykonywania innych zadań typowych i wpisanych w zakres obowiązków w wydziale o charakterze kryminalnym. Biorąc pod uwagę tak różnych ich charakter, angażujący inne umiejętności i metody pracy policyjnej, nie mówiąc po raz kolejny o dodatkowej potrzebie żonglowania prawdziwą i fałszywymi tożsamościami, pod znakiem zapytania stawiać trzeba ich końcowy efekt. Jeszcze większym problemem zdaje się psychologiczne i emocjonalne zaangażowanie funkcjonariusza, rozdartego przecież pomiędzy odmiennymi zadaniami służbowymi. A przecież jeszcze jest jego życie osobiste, które winno być oddzielone trwałym murem od tego policyjnego. To bodajże najważniejszy rys książki, o czym za chwilę w dalszej części recenzji.
Wracając do hierarchii funkcji pełnionych w operacyjnych działaniach policyjnych, na szczycie znajduje się SO10. Specialist Operations, mały wydział, elita Metropolitan Police, do którego zadań należą między innymi: szkolenie funkcjoanriuszy dokonujących zakupó∑ kontrolowanych, nadzorowanie i doradztwo przy tajnych operacjach, rekrutacja, szkolenie i prowadzenie tajnych funkcjonariuszy w Londynie, w całym kraju i za granicą oraz kierowanie tajemniczą, elitarną Full Time Undercover Unit (tajną jednostką pracującą w systemie ciągłym), zwanej też jednostką infiltracyjną. To raptem niespełna dziesięć osób, ale w pewnej mierze wyjątkowych. Nie tylko umiejętnościami, predyspozycjami i doświadczeniem, kto wie czy nie bardziej charakterami o wyrazistym, mocnym kolorycie. Autor przywołuje zresztą jak najbardziej trafny dowcip, mówiący, że SO10 jest zbyt małe, by pomieścić wybujałe ego członków zespołu. To jedno z najtrafniejszych określeń, co potwierdza szczera opowieść Plowmana. Jego zawodowy życiorys, wypełniający karty książki, staje się tym samym nie tylko barwnym zobrazowaniem policyjnej drogi w hierarchii pracy operacyjnej. To przede wszystkim jednak zapis psychologicznego, emocjonalnego i etycznego uwikłania się funkcjonariusza policji w przestrzeń zdarzeń i decyzji, w którym granica pomiędzy dobrem i złem, prawem i przestępstwem, jest bardzo cienka. Jeśli w ogóle jest w wielu przypadkach możliwa do określenia czy też utrzymania w ryzach osobisto-zawodowych działań. I tutaj dochodzimy do sedna policyjnej historii autora. Jej najmocniejszą wymową jest sam tytuł, w oryginale oddający silniej to, co było udziałem Plowmana. „Crossing the Line” – przekraczając linię, czy jak w polskim wydaniu, robiąc o jeden krok za daleko. Ten jeden krok za daleko to efekt powolnego upadku, którego źródła kryją się w samej osobie pisarza i równocześnie w systemie operacyjnej pracy brytyjskiej policji.
Książka Plowmana stanowi bowiem – moim zdaniem – dość wyważony akt oskarżenia skierowany w stronę przełożonych, tworzących przecież i akceptujących, nie do końca zdrowy system pracy operacyjnej. To krytyka metod, w których zakup kontrolowany zamienia się w handel informacjami. Przegrywają częściej ci słabsi, ci uzależnieni, niekoniecznie właśnie najwięksi dealerzy czy kierujący rozbudowanymi grupami przestępczymi. Przegrywa prawda faktyczna z upozorowaną rzeczywistością, kreowaną nie tylko fałszywi tożsamościami, ale i łamaniem prawa oraz zasad moralnych i obyczajowych. Zresztą sam autor dotyka tych kwestii w sposób dość ogólny, wyrywkowy i nierzadko hasłowy, kryjąc jednak tych funkcjonariuszy i te sytuacje, które ostatecznie były sukcesami policyjnej roboty. Głośniejsze oskarżenia pojawiły się już po wydaniu książki, zasłaniając jakby dramat o podłożu psychologicznym i emocjonalnym samego autora. Przekraczając granicę, za którą policjant staje się przestępcą, za którą pozytywny, prawny cel prowadzonej gry przesłania krótkotrwały materialny dobrobyt i irracjonalny pęd ku byciu ponad wszystkim i wszystkim.
„O krok za daleko” Plowmana nie stawia odpowiedzi, bardziej prowokuje i pyta o etyczne granice tajnych działań policyjnych. Zarówno o te wpływające na społeczny porządek publiczny i znaczenie praw obywatelskich, ale także – co rzadko spotyka się w ogólnodostępnej literaturze – o te zamknięte w świecie emocjonalnych doznań i psychicznych rewirów każdego tajnego funkcjonariusza. Rzecz nie do przecenienia.
Zamieszczone w Baza recenzji Syndykatu ZwB i przeczytana dzięki wydawnictwu Muza