Autor: Marcin Wroński
Tytuł: Haiti
Wydawca: Wydawnictwo W.A.B.
Rok wydania: 2014
ISBN: 978-83-280-0899-1
Liczba stron: 351
W swojej najnowszej powieści „Haiti” Marcin Wroński udowadnia, że osiągnięty poprzednią powieścią „Pogrom w przyszły wtorek” pisarski laur doskonałości artystycznej i kryminalnej nie został przyznany przez czytelników i krytyków przypadkiem, lecz w pełni zasłużenie. Pisarz jak najbardziej zasłużenie, obok Marka Krajewskiego, ma prawo, jeśli nie obowiązek, używania tytułu mistrza retrokryminału. Świat przedstawiony całego jego cyklu lubelskiego dziś stanowi już niepowtarzalny we współczesnej literaturze przykład udanie literackiego przeniesienia ducha realnego miejsca i czasu. Chodzi oczywiście o Lublin okresu międzywojennego, choć pisarz coraz śmielej rozszerza powieściową czasoprzestrzeń. W „Haiti” rzeczywista akcja powieściowa zamknięta jest pomiędzy rokiem 1938 a 1951, lecz wstrząsającymi przywołaniami cofa się nawet do czasu wojny polsko-bolszewickiej roku 1920. Jest to zabieg niebanalny i sprawdza się w przypadku omawianej powieści. Nie inaczej ma się także z przestrzenią miasta, w której dominuje Lublin, choć tym razem także trafiamy na wschodnią prowincję oraz przenosimy się w scenach odbywających się w pamięci bohaterów na Ukrainę, w najtrudniejszy czas wojny. Wszystkie sceny powieściowe, niezależnie od czasu i miejsca, są tak skonstruowane, że tchną autentyzmem, odczuwalnym na różnych poziomach czytelniczej percepcji.
Wszystko zawsze zaczyna się od literackich opisów. U Wrońskiego, tak jak wcześniej, również i w „Haiti”, topografia miasta nie stanowi surowej formy językowego przeniesienia mapy miasta. To literacko żywa tkanka, w której ważną rolę odgrywa zarówno ogólny obraz przestrzeni, jak i wybrane szczegóły, detale poszczególnych miejsc, będących areną wydarzeń powieściowych. Wszystkie miejsca tchną życiem, swoim własnym duchem, charakterystycznym z uwagi na czy to architektoniczne formy, czy użytkowe znaczenie, czy też wreszcie społeczne znaczenie. Ale ten świat żyje w głównej mierze jednak przez rytm dialogów. Dopracowanych i realnych w każdym swoim wymiarze – gramatycznym i znaczeniowym. Nie inaczej ma się z samą narracją. Po raz kolejny budzi zachwyt każde zdanie, nad którym pisarz pochyla się pieczołowicie i niezwykle dbale. Słowo współgra z tokiem fabularnych zdarzeń. Brak tu więc przegadanych scen, niepotrzebnych wstrzymań akcji i nieuzasadnionych sytuacji z jedynie językowym balastem.
W „Haiti” znów, jak we wcześniejszych tytułach, jesteśmy zauroczeni światem postaci literackich. Dotyczy to zarówno już wcześniej poznanych bohaterów, na czele z Zygą Maciejewskim i jego jedyną w swoim rodzaju „rodziną” śledczą, która nieustannie bawi i fascynuje. Ciągle nie mogę także wyjść z podziwu jak pisarz to robi, że bohaterowie, w tym przede wszystkim Maciejewski, w zadziwiający sposób ciągle wzbogacają swoje powieściowe biografie i charakterologiczne sylwetki. Pomimo tylu słów, tylu scen, takiej zażyłości z tymi bohaterami, wciąż zapisują puste karty swoich charakterów. Ale też na scenie literackiej „Haiti” pojawiają się nowi bohaterowie i z pewnością nie pozostawiają czytelnika obojętnym. I jak najbardziej ich dobór jest wnikliwie dokonywany przez Wrońskiego z perspektywy całości snutej opowieści, w której czas i miejsce mają znaczenie decydujące. Stąd ciekawy przekrój społeczny, obyczajowy, ale i też psychologiczny. Powoduje to, że każda, nawet najmniejsza, epizodyczna, postać ma i znaczenie, i wartość czytelniczą.
Pisarz z Lublina ponownie udowadnia też, że jest mistrzem budowania intrygi fabularnej. Tym razem uczestniczymy w dwóch pozornie odrębnych śledztwach, ciekawie zawiązanych, umiejętnie prowadzonych przez całą książkę i utrzymujących nieustanne napięcie o wyjątkowym charakterze. Jak to bowiem bywa u autora „Kina Venus”, intryga nie jest prosta i banalna. Zważywszy przecież, że to kryminał obowiązkowo pojawia się trup, choć miejsce jego znalezienia już nie jest takie oczywiste – to stajnia, a dokładnie boks klaczy o imieniu Haiti. Koń to nie byle jaki, wyścigowy i należący do Seweryna księcia Czetwertyńskiego, co w sposób znaczny wpływać będzie swoją naturą „polityczną” na dalsze losy śledztwa. Główny bohater Maciejewski nie byłby sobą, gdyby ulegał takim wpływom, z czego robi się zupełnie ciekawa rozgrywka personalna w świecie policyjnych śledczych i niewątpliwa rozrywka dla czytelnika. W tym miejscu warto przywołać komentarz samego autora, który w sposób dowcipny, lecz nie lekceważący, zdradza w posłowiu własny zamysł twórczy dotyczący właśnie wiązania prawdy historycznej (jak sam powiada z perspektywy historyka-amatora) z powieściopisarską. Co znakomicie widać na przykładzie literackiego obrazu przełożonych Maciejewskiego, komendantów garnizonu lubelskiej policji. Wracając jednak do fabuły kryminalnej, cechuje ją zaskakująca złożoność ze zwrotami akcji, w tych miejscach, w których najmniej się tego spodziewamy. A niepowtarzalny charakter zagadki śledczej o podwójnym ukrywa jej rozwiązanie aż do samego końca książki. A – powtórzę jeszcze raz – mamy tylko jedne zwłoki i kradzież z kasy pancernej, której de facto nie było. No i efektowny finał opowiadanej historii, ale o tym pisać nie można, bo popsułoby to całą przyjemność i tajemniczość lektury „Haiti”.
Mam wrażenie, że ostatnia powieść Marcina Wrońskiego jest wyczuwalnie znakomita z jeszcze innego powodu. Moim zdaniem stanowi ona wynik ścierania się dwóch – nazwę to – „Wrońskich”. Tego przekornego, otwartego na śmiałą wizję literacką, z dużym poczuciem humoru i dystansem do siebie, jak i całego świata. Obok drugiej twarzy autora, z hiper poważnym podejściem do historii, zwłaszcza swojego miasta, Lublina, z jak najbardziej przepracowanym i dopracowanym planem literackiej kariery. Powoduje to, że „Haiti” to książka o wielu twarzach, mogąca być odbierana w zależności od czytelniczego spojrzenia. Różnie, ale zawsze ciekawie i szczerze interesująco.
Właściwie jednak fanów Zygi Maciejewskiego w najnowszym tytule może zaciekawić najbardziej kolejna odsłona jego literackiej biografii oraz historia tytułowego konia Haiti, będącego jakby swoistym przeznaczeniem dla lubelskiego śledczego. Oto bowiem koń, z którym związana jest kryminalna historia z późnych lat 30-tych, wraca na kartach z obrazem Maciejewskiego w roku 1951. Mamy wiosnę wspomnianego roku i Maciejewskiego jako dozorcę Haiti, wypasaną na nieczynnym hipodromie lubelskim. Dlaczego nadal są razem? Przeczytajcie sami.
Zamieszczone w Baza recenzji Syndykatu ZwB i przeczytana dzięki uprzejmości Wydawnictwa W.A.B.
Coś czuję, Inspektorze, że to już laudacja na cześć zwycięzcy konkursu :))
Kto wie, kto wie?
[…] raptem w okresie dziesięciu miesięcy. Chodzi o Marcina Wrońskiego. W powieści „Haiti” pisarz udowadnia, że osiągnięty poprzednią powieścią „Pogrom w przyszły wtorek” […]
[…] roku 2014 zgłoszono 37 powieści. Jury nominowało pięć tytułów: Marcina Wrońskiego „Haiti„, Mateusza M. Lemberga „Zasługa nocy”, Ryszarda Ćwirleja „Błyskawiczną […]